Czyżbyś sugerował, że Bogusza i Kazimierz Kujawski byli "tutejsi"? Obaj byli przedstawicielami obcej administracji. Nie wiem, gdzie się urodził Bogusza (Wikipedia podaje, że pochodził z wielkopolskiej gałęzi Leszczyców), ale urząd w Gdańsku to tylko epizod w jego życiorysie.
Hmmm normalnie zarząd okupacyjny bosych antków z Wielkopolski….
Co najwyżej Bogusza (tak samo ja sami Święcowie) podporządkowali się „obcym” władcom, lecz bez dwóch zdań był przedstawicielem jak najbardziej miejscowej – gdańskiej, czy szerzej wschodniopomorskiej administracji nieprzerwanie dzierżąc różne urzędy od czasów Mściwoja II, przez księcia Leszka Kujawskiego, Władysława Łokietka, Wacław II, Wacława III i znów Władysława Łokietka.
Co do przypisywania Boguszy do rodu Leszczyców, to główny zwolennik tego poglądu niejaki Błażej Śliwiński, sam się z tego wycofał po argumentach Janusza Bieniaka, który nie znalazł dla niego miejsca w genologii tej rodziny. Teraz twierdzi, że Bogusza pochodzi z jakiegoś rodu wielkopolskiego i został ściągnięty na służbę przez Mściwoja II..
Być może w obecnych kategoriach, to jakiś „obcy” desant, tylko…
O pochodzeniu Boguszy nie mamy żadnych pewnych danych. Ksiądz Kujot twierdził, że był Pomorzaninem, wywodzono go z Ziemi Słupskiej i z Kujaw… Jedyne co na pewno wiemy, to, to, że pod koniec panowania Mściwoja II w roku 1294 pełnił on już urząd stolnika gdańskiego. Reszta to hipotezy…
Żeby było weselej, co do „obcych desantów” w połowie XIII wieku na dworze Świętopełka II główną rolę odgrywali Wyszelicowie (pełniąc m.in. role wojewodów gdańskich) – rdzenni Prusowie, których książę gdański przygarnął w czasie swoich walk z Zakonem. To właśnie z nimi toczyli od lat siedemdziesiątych XIII wieku „wojnę wpływów” pochodzący spod Słupska Święcowie. To była ówczesna norma, książętom zależało na przyciąganiu przedstawicieli możnych i wpływowych rodów, lub zdolnych administratorów i żołnierzy na swój dwór. Bogusza (Jak faktycznie pochodził spoza Pomorza), Świecowie i Wyszelicowie znaleźli się zatem w Gdańsku na takich samych prawach, jak jego lubeccy mieszczanie.
Bogusza najpóźniej od czasów Mściwoja II pełnił zatem różne funkcje gdańskie (a nie tczewskie, świeckie czy słupskie) – co świadczy o tym, że właśnie w księstwie gdańskim miał swoje majątki i spore wpływy. Po wyparciu Leszka Kujawskiego właśnie Bogusza był pierwszym pomorskim możnowładcą wyróżnionym przez Władysława Łokietka w 1296 roku – co świadczy najlepiej o tym, że odgrywał tam wiodąca role polityczną już wtedy.
Dla przypomnienia Świeca na ziemię gdańską „wkroczył” dopiero ledwie dziesięć lat wcześniej, w roku 1286, gdy został wojewodą gdańskim.
pumeks napisał/a:
1. Jakie konkretnie były zasługi Boguszy dla księstwa? i dla którego księstwa, bo chyba nie pomorskiego?
Razem z Święcą prowadził rokowania z Wacławem II dotyczące losów Pomorza w roku 1300. Pełniąc funkcję sędziego gdańskiego, pod nieobecność królów czeskich (i polskich) – pełnił praktycznie najwyższą wówczas realną władzę w księstwie – zastępując władcę w sądach. W maju 1301 roku także razem ze Święcą pertraktował z Krzyżakami w sprawie obrony Gdańska przed Rugijczykami. W zimie 1304/1305 odbijał z rąk biskupa kamieńskiego ziemię sławieńską.
Przez ten cały czas był praktycznie najbliższym współpracownikiem Święców i prawdopodobnie zdystansował się od nich dopiero w roku 1305 gdy ci zaczęli popierać plany Wacława II przekazania Pomorza w ręce brandenburskie…
pumeks napisał/a:
2. Jakie źródła pozwalają nazwać członków załogi grodu pod dowództwem Boguszy Gdańszczanami, czy choćby Pomorzanami?
Kogo tam mamy? Jednym z dowódców grodu gdańskiego był niejaki Stefan Chwalimirowic najprawdopodbniej ówczesny stolnik gdański. Jego ojciec - podstoli gdański za czasów Mściwoja II pochodził spod Tucholi. Grodu bronił także niejaki Wojciech - kasztelan gdański, rodem spod Pucka...
W sprawie posiłków Krzyżackich do Łokietka razem z samym Boguszą posłował inny obrońca Gdańska, niejaki Niemierza według Kujota mściwojowy podkomorzy świecki (acz Śliwński w to wątpi widząc w nim Wielkopolanina spod Nakła, tylko, że to Nakło przez dłuższy czas w XIII wieku było włością pomorską!). Doliczając do tego synów Unisława z Lublewa, którzy bez wątpienia walczyli z Brandenburczykami (a później Krzyżakami), bo jeszcze w 1309 zostali przez nich zmuszeni do sprzedaży dóbr. Nie mamy jednak pewności, czy byli w samym grodzie, więc ich może lepiej nie liczmy.
Tylu znalazłem u historyków znanych z imienia obrońców grodu. Odliczając Boguszę, a nawet tego Niemierzę - dwaj pozostali to rdzenni Pomorzanie.
Wiemy także o niejakim Mirosławie kasztelanie chmieleńskim, który w tym czasie walczył z Brandenburczykami, gdzieś na Kaszubach.
pumeks napisał/a:
Przeoczyłem, że wspomniałeś o tym, że książę Kazimierz był wnukiem Sambora - owszem, był, ale to go nie czyni Pomorzaninem - przede wszystkim był synem Siemomysła Inowrocławskiego, a do Tczewa przybył jako namiestnik władcy, którego Pomorzanie nie chcieli uznać za swego, bo zachowywał się jak typowy okupant.
Co do księcia Kazimierza.
Pierwsze primo Umierający Sambor II przekazał swoje księstwo wnukom (Leszkowi, Przemysławowi i Kazimierzowi) – synom Salomei oraz Siemomysła inowrocławskiego. Niby jacyś Kujawianie, ale… Formalnie to Mściwój II był uzurpatorem w Tczewie! I sam to niejako potwierdził przekazując w końcu kuzynce Salomei Zanytr z okolicami, zaś jej siostrze Gertrudzie okolice dzisiejszej Kościerzyny, jako pełnoprawne dziedzictwo po ojcu.
A gdy wnukowie dorośli…
Gdy umarł tragicznie Przemysł II w 1296, to pierwszym, który zameldował się w Gdańsku po nowe władztwo by najstarszy Siemomysłowic – Leszek. Najprawdopodobniej wręcz go tam ściągnięto – w każdym razie został księciem bez najmniejszego oporu miejscowych. Niestety dla niego na arenę wkroczył rodzony stryjek – Władysław Łokietek, który grzecznie wyprosił Leszka (notabene od tej pory obaj ściśle współpracowali, a sam Leszek parę lat później kilkoma laty niewoli czeskiej przypłacił wspieranie stryja).
Drugie primo - gdy Łokietek wrócił na Pomorze w 1306 roku, to w Gdańsku swoim namiestnikiem mianował Boguszę, natomiast w Tczewie i Świeciu – młodszych wnuków Sambora – Kazimierza oraz Przemysława. I teraz zagwózdka – Bogusza, obcy desant, czy nie, był doświadczonym politykiem oraz nienajgorszym żołnierzem (o czym można było się przekonać w 1308 r.). Natomiast ani Kaźko (zwłaszcza on), ani Przemek takowych talentów nie mieli i co więcej jak pokazała historia nie cieszyli się jakimś wielkim zaufaniem stryja. Obronę przed Brandenburczykami organizował przecież właśnie Bogusza, a nie żaden z „błekitnokrwistych” bratanków. Nie dość tego – choć książę Przemysław był namiestnikiem w Świeciu, to w roku 1309 nie on bronił tego grodu.
Po kiego grzyba więc Łokietek osadził swoich bratanków na Pomorzu?
Ja powiem tylko tyle. Jakiś czas później niejaki Jan Luksemburczyk, król czeski wsadził do paki swojego syna Karola, a jednym z powodów był fakt, że czescy poddani właśnie jego – syna Elżbiety Przemyślidki (żony Jana) - uważali za bardziej godnego na władcę królestwa, niż sam Jan. Ojciec miał do niego pretensję podobno za typowo ”przmyślidzki” nos, wzruszający Czechów tęskniących za swoją dynastią.
Ni mniej, ni więcej mamy wszelkie powody by twierdzić, że na początku XIV wieku Pomorzanie uważali owych książąt za jak najbardziej mających prawo do dziedziczenia po Subisławowicach. A Łokietek wolał dmuchać na zimne...
A na sam koniec. Co do obcej (kujawskiej jak rozumiem) okupacji Łokietka. Co robili najbardziej rdzenni z gdańszczan tym okresie?
Leszka do Gdańska ściągnął niejaki Unisław z Lublewa potomek „najpewniej najstarszego rodu możnowładztwa ziemi gdańskiej”, jak pisze historyk, którego pierwszy przedstawiciel wkroczył do historii już w latach 20-tych XIII wieku, zostając kilka lat później wojewodą gdańskim. Pod koniec panowania Mściwoja II ród ten pozostawał w jawnej opozycji do Święców.
Tenże Unisław mianowany przez Leszka wojewodą gdańskim szybko doszedł do porozumienia z Władysławem Łokietkiem i objął u niego kasztelanie gdańską. Umarło się kasztelanowi około 1298 roku. Jego synowie wkroczyli na arenę w roku 1306, gdy wobec zdrady Święców jeden z nich został z mianowania Łokietka kasztelanem, a drugi podkomorzym. Obaj walczyli z Brandenburczykami i najprawdopodobniej byli w załodze grodu w 1308 roku…
Notabene Janusz Bieniak ma całkiem mocne (jak na mediewistów) podstawy by stawiać hipotezę by nasz Bogusza należał właśnie do rodu z Lublewa wskazując, ze w roku 1309 użył on pieczęci Jakuba z Lubiewa – dalszego krewniaka owego Unisława - pełniącego w roku 1271 urząd podkomorzego białogardzkiego. Według Bieniaka miał by to być ojciec Boguszy... Choć Śliwiński się z tym rzecz jasna nie zgadza.
O podstawach prawnych tego mandatu wspomniałem powyżej. W związku z tym krótko mówiąc - nie masz racji.
Skróciłem cytat luki do minimum i z czystego lenistwa nie chce mi się cytować wypowiedzi Danzigera i Pumeksa. Zatem krótko i węzłowato, Zgadam się ze stanowiskiem luki, a satem nie do końca przekonały mnie argumenty Danziego i Pumeksa, co w niczym nie umniejsza mego szacunku dla ich osób. Amen.
Wspominałem kiedyś, iż chyba zbyt często w tzw. ferworze dyskusji popełniamy pewien bład stosując (chyba) pewien rodzaj ahistorycznego porównania, polegający na tym, iż współczesne nam postrzeganie świata próbujemy nałożyć na stosunki (społeczne, polityczne gospodarcze) sprzed wielu, wielu lat. Powtarzać zatem będę do znudzenia, iż zapominamy, że tak naprawdę pojecie "państwa narodowego" jest pokłosiem epoki napoleońskiej i dopiero od XIX wieku możemy chyba mówić o tożsamości narodoej bliskiej naszym czasom. Co ta tożsamość "narodowa" w pewnym momencie narobiła we łbach niektórych polityków cz całych nacji nie czas wspominać, a nin. wątek jest tego doskonałym przykładem.
Gdańszczaninem jest nie ten co się tu urodził (czesto przypadkowo), a jest nim - moim skromnym zdaniem ten, kogo z tym miastem i jego ludźmi łaczy nieco więcej aniżeli notatka w aktach stanu cywilnego.
Można tylko współczuć Indze, że trafiła "buraków" którzy nie potrafią zrozumieć, ż sumpatia, przywiązanie miłość *(niepotrzebne skreślić) do Gdańska ma prawo byc manifestwowane nie stanowi żadnego zagrożenia "nacjonalistycznego" jak to ktoś eufemistycznie powiedział.
Sam z wielką frajdą wożę na swoim samochodzie DA-elkę i być może mam szczęście, bo jak na razie wzbudza ona sympatie i zrozumienia tych których ona zainteresowała.
Ufff, zatem Ingo nie przejmuj się.... głupców statystycznie jest zawsze więcej niźli tych co cokolwiek rozumieją z otaczającego nas świata....
Gdańszczaninem jest nie ten co się tu urodził (czesto przypadkowo), a jest nim - moim skromnym zdaniem ten, kogo z tym miastem i jego ludźmi łaczy nieco więcej aniżeli notatka w aktach stanu cywilnego.
Definicja beznadziejna, nieokreślna bliżej - podlega dowolnej interpretacji. Każdy może sobie powiedzieć że "łączy go nieco więcej"
_________________ "Ci, którzy się boją, umierają codziennie. Ci, którzy się nie boją, umierają tylko raz."
Giovanni Falcone (1939-1992), włoski sędzia śledczy, poległy w walce z mafią.
Fajnie byłoby w przypadku "gdańszczanina", w przeciwnym wypadku to jedynie lanie wody....
To ja wolę polać wodę. Nie zamierzam wymyślać katalogu cech, czy czego, tam po spełnieniu których uznam albo nie kogokolwiek za kogokolwiek. Tego typu pomysły na świat, choć ciągle żywe, mam za ślepą uliczkę.
Panowie, a może za współczesna socjologią (i polskim stanem prawnym), uznać, że człowiek może się uważać za tego kogo chce? Jak to dziś obowiązuje przy identyfikacji narodowej, to czemu nie może funkcjonować przy tej mniejszej, subregionalnej?
Gdańszczaninem jest ten kto uważa sie dla gdańszczanina. Innym nic do tego. Koniec kropka.
Gdańszczaninem jest nie ten co się tu urodził (czesto przypadkowo), a jest nim - moim skromnym zdaniem ten, kogo z tym miastem i jego ludźmi łaczy nieco więcej aniżeli notatka w aktach stanu cywilnego.
Feterniak napisał/a:
Gdańszczaninem jest ten kto uważa sie dla gdańszczanina. Innym nic do tego. Koniec kropka.
Święte słowa ! I to dwa razy w jednym temacie.
Dodałbym tylko do tych wypowiedzi: "... i swoimi czynami przywiązanie do Miasta dokumentuje".
Można tylko współczuć Indze, że trafiła "buraków" którzy nie potrafią zrozumieć, ż sumpatia, przywiązanie miłość *(niepotrzebne skreślić) do Gdańska ma prawo byc manifestwowane nie stanowi żadnego zagrożenia "nacjonalistycznego" jak to ktoś eufemistycznie powiedział.
Sam z wielką frajdą wożę na swoim samochodzie DA-elkę i być może mam szczęście, bo jak na razie wzbudza ona sympatie i zrozumienia tych których ona zainteresowała.
Ufff, zatem Ingo nie przejmuj się.... głupców statystycznie jest zawsze więcej niźli tych co cokolwiek rozumieją z otaczającego nas świata....
Dawno przestałam się przejmowac czymkolwiek, a już nacjonalistką z całą pewnością nie jestem, wybrałam sobie Gdańsk spośród wszystkich innych miejsc i go pokochałam ( a raczej, to ON wybrał sobie mnie, zabrał mi serce o nic nie pytając ), czuję się tutaj dobrze, jest to mój dom, zawsze do niego wracam, żyję w miarę możności jego sprawami, najważniejsze jest dal mnie właśnie jego dobro - więc chyba nie jest dziwne, że w taki czy inny sposób deklaruję swój związek emocjonalny z Miastem - choćby przez stwierdzenie, że jestem Gdańszczanką...
Feterniak napisał/a:
Gdańszczaninem jest ten kto uważa sie dla gdańszczanina. Innym nic do tego. Koniec kropka.
Święte słowa, które jak najbardziej popieram - innym nic do tego, kim ja - i inni tutaj i nie tylko tutaj - się czują...
Skróciłem cytat luki do minimum i z czystego lenistwa nie chce mi się cytować wypowiedzi Danzigera i Pumeksa. Zatem krótko i węzłowato, Zgadam się ze stanowiskiem luki, a satem nie do końca przekonały mnie argumenty Danziego i Pumeksa, co w niczym nie umniejsza mego szacunku dla ich osób. Amen.
A nie zechciałbyś nieco konkretniej? Masz jakieś nowe argumenty?
Bo mnie ta kwestia bardzo interesuje, a tak rzadko można z kimś o tym podyskutować...
Danzi, kiedyś na spokojnie (bo w ferworze dyskusji na "forumie" paluszki mi się plączą) spotkamy się na kawie, na którą ciebie zapraszałem... Zbliża się jesień, dłuższe wieczory i standardowa niechęc do pracy, a zatem może ci się kiedys uda "wyrwać" od tych papierzysk (mnie byc może tyż.... Najserdeczniej pozdrawiam....
OStatni fragment tej "reszty", czyli okres po 1945 roku to nic innego jak narzucenie Gdańskowi polskości. Wygnano stąd niemal wszsytkich rdzennych mieszkańców, w tym również mieszkających tu od pokoleń Kaszubów i Polaków (mowa cały czas o całym regionie). Oczywiście możemy sobie nazywać to eufemistycznie "wysiedleniem" co nie zmienia istoty tej akcji.
Przeczytałam cały wątek i zgadzam się co chodzi o historię Gdańska tylko to powyżej napisane mnie wrazi. Nie chcę z tym powiedzieć, że nie było wyganań, niektórzy byli nawet pobici, ale nie było tak u wszystkich.
W Niemczech jest ta sama gadka z jedną różnicą, o kaszubach i polakach nic nie mówią. Nawet ci niemcy, którzy w czasie wojny uciekli albo po wojnie urodzeni, uważają się za wygonionych.
Mnie to bardzo dziwi, bo moja rodzina, która w tym czasie uciekła, tego nie twierdzi a z drugej strony część rodziny mogła w Gdańsku zostać i nikt ich nie wyganiał. W tej części byli niemcy nie umiejąc polskiego, kaszuby i polacy.
Więc moje pytanie: Z kąd pochodzą takie twierdzenia? Czy miała tylko moja rodzina szczęście?
Raczej jako ciekawostka :
Mapa "zgniłych imperialistów" wydana pod koniec lat '50 (a więc niemal 15 lat po "wyzwoleniu" Gdańska):
http://www.lib.utexas.edu...2044-nn34-4.jpg
Musze przyznać, że dokładniejsze przyjrzenie się innym regionom "Polish Administration" (bo "Poland" jest w granicach sprzed '39 roku) pokazuje, jak skutecznie władza nasza ludowa utajniła kraj (łącznie z granicami, których przebieg jest jedynie "orientacyjny"). Co ciekawe ZSRR jest jeszcze bardziej tajne, bo tam nawet nazwy miejscowości pozostały przedwojenne . Swoją drogą można się zastanawiać, dlaczego tak dokładnie wyrysowano (pozostawiono?) dawno nieaktualne granice . Czyżby miały się jeszcze przydać?
Oczywiście jest informacja, że "przebieg granic nie może być uznawany za autorytatywny" i "nazwy w Niemczech, Prusach Wschodnich (Niemcy) czy Wolnym Mieście Gdańsku niekoniecznie oznaczają polityczne uznanie ich statusu politycznego", ale dziwnie wygląda to na mapie sztabowej ...
Spotkałem się z podobnymi mapami w Szwecji. Prawdopodobnie chodziło o to, że państwa zachodnie oczekiwały iż to traktat pokojowy usatli status tych ziem.
A przy okazji określenia "Polish Administration", spotkałem się swego czasu z mapką, na której Niemcy podzielone zostały na 5 stref okupacyjnych: amerykańską, angielską, francuzką, radziecką i polską. Ze stref amerykańskiej, angielskiej i francuzkiej utworzono RFN, z części radzieckiej NRD, pozostała część została włączona do ZSRR, a część polska do Polski.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum