Niemal dwa metry - tak grube są miejscami mury wieży gdańskiej bazyliki Mariackiej. Badania specjalnym radarem wykazały, że cegły, z których jest zbudowana, są w wielu miejscach pokruszone. Z kolei obraz z kamery termowizyjnej ujawnił, że w wielu miejscach mury są przesiąknięte potężną ilością wody. Pilnego remontu wymaga też wieża kościoła.
Najpotężniejsza ceglana świątynia Europy, 700-letnia bazylika Mariacka po raz pierwszy została poddana specjalistycznym badaniom. Dwa miesiące temu niemiecka firma LGA, na własny koszt, prześwietliła obiekt radarem sprawdzającym strukturę murów. Zbadano dwa najbardziej newralgiczne miejsca w kościele. Wysyłane przez radar fale przeniknęły w kilku miejscach ściany wieży tuż przy głównym wejściu do kościoła oraz jeden z filarów.
Murowi u podnóża wieży trzeba się było przyjrzeć, bo to na nim właśnie opiera się ważąca setki ton 82-metrowa konstrukcja. Z kolei filar Zbawiciela, znajdujący się w prezbiterium kościoła, 60 lat temu nagle niebezpiecznie odchylił się od pionu.
- Wyglądało, jakby chciał się przełamać gdzieś w połowie swojej wysokości - mówi Tomasz Korzeniowski, konserwator zabytków opiekujący się bazyliką. - Uratowano go wówczas, wzmacniając betonową opaską. Ciekawi jesteśmy, jak wygląda struktura wnętrza filaru w tej chwili.
Po kilku tygodniach spędzonych na opracowywaniu danych w postaci tysięcy radarowych skanów niemiecka firma nadesłała właśnie do Gdańska wstępne wyniki badań.
- Pokazały one, że filar Zbawiciela ma bardzo niejednorodną strukturę, a wewnątrz, gdzie powinna być niewielka pusta przestrzeń, jest czymś wypełniony. Pewnie jest to gruz, który osypał się do środka filaru w wyniku zniszczeń w czasie działań wojennych w 1945 roku - mówi Korzeniowski.
Tyle już wiemy ze wstępnego raportu. Być może na podstawie szczegółowych danych uda się ustalić, czy filar nie potrzebuje jakichś dodatkowych prac wzmacniających jego konstrukcję. Na ostateczny raport trzeba będzie jednak trochę poczekać. Niemieccy specjaliści mają ręce pełne roboty (prosto z Pomorza ekipa z radarem pojechała do Bośni, gdzie badała odkryte parę miesięcy temu piramidy, mogące okazać się starszymi od egipskich).
Już ze wstępnego raportu wiadomo natomiast, że konieczne będą prace przy murach wieży.
- Badanie wykazało, że cegły muru u jej podnóża miejscami są pokruszone do głębokości nawet 11 centymetrów - mówi Korzeniowski.
Podobnych zniszczeń można się spodziewać na niemal całej powierzchni wieży. Wykonane kilkanaście dni temu zdjęcie z kamery termowizyjnej (bazylice użyczyło jej Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej), pokazało, że miejscami mury są też przesiąknięte wodą.
Szczęśliwie zniszczenia te nie mają wpływu na stabilność dwumetrowej ściany, konieczne jest jednak załatanie dziur w licznych okapach na wieży (to przez nie woda dostaje się do murów wieży), usunięcie zniszczonych partii cegieł oraz uzupełnienie luk nowymi cegłami i zaprawą. Konserwatorzy będą musieli zbadać niemal cegła po cegle i uzupełnić ubytki na całej wielkiej połaci czterech ścian wieży.
- To potrwa trzy lata, na ten czas wieża zostanie całkowicie zasłonięta rusztowaniami - zapowiada Korzeniowski. — Trzeba to jednak zrobić i to jak najszybciej, bo już fragmenty cegieł sypią się z wieży.
Natychmiastowej naprawy wymaga też dach wieńczący 76-metrową wieżę. Dachówki na tym, zresztą najwyższym w Polsce, ceramicznym dachu także są już w bardzo kiepskim stanie
Anna Kisicka - Dziennik Bałtycki
_________________ Bacz byś nie zgłupiał od mądrości swojej.
Kapitalne zmiany czekają budynek teatru Wybrzeże przy Targu Węglowym w Gdańsku. W pierwszym etapie wymienione zostaną okna teatru i wyczyszczone piaskowe ściany. Prace powinny zakończyć się przed sezonem letnim.
W ramach kolejnych etapów na kominie budynku zawiśnie podświetlone logo, przed budynkiem powstanie wystawa poświęcona historii teatru, wyremontowane zostanie foyer i piwnice obiektu.
- Chcemy, aby teatr cieszył oczy zarówno w dzień, jak i w nocy - mówi Adam Orzechowski, dyrektor Wybrzeża.
- Wszystkie prace powinniśmy zakończyć jeszcze w tym roku. W końcu teatr przestanie straszyć.
To bardzo dobra wiadomość nie tylko dla mieszkańców Głównego Miasta Gdańska.
- Bardzo się cieszę - mówi Jacek Friedrich, historyk sztuki i badacz architektury Gdańska. - Pamiętam teatr Wybrzeże jeszcze ze starych, kolorowych fotografii. Miał taką bladoróżową barwę. To wartościowy projekt architektoniczny, który powinien być bardziej wyeksponowany.
200 tys. zł na oczyszczanie elewacji teatru przeznaczyły władze miasta Gdańsk, natomiast 150 tys. zł na wymianę okien podarował marszałek województwa pomorskiego.
W ciągu dwustuletniej historii teatr Wybrzeże przebudowywany był czterokrotnie. Obecną formę nadał mu w 1967 roku architekt Lech Kadłubowski.
MAGDALENA SZAŁACHOWSKA - Dziennik Bałtycki
_________________ Bacz byś nie zgłupiał od mądrości swojej.
Wy to macie zdrowie. Co rok przechodzicie ten sam objaw. Co roku się oburzacie na to "wyzwalanie". Mnie to juz nawet by sie nie chciało. Argumenty sie powtarzają, mielimy temat do znudzenia i dużo to nie wnosi. Co dowcipniejsi mogliby w tej sytuacji zaproponować metodę stosowaną przy zwalczaniu myszy: "Jak nie możesz zwalczyć tych gryzoni to je pokochaj!"
Proponuję więc uznać temat za omówiony. J
Ale ja nie mam nic przeciwko "wyzwalaniu". Faktycznie "wyzwolono" wtedy Gdańsk od jego mieszkańców i większości dóbr ruchomych i nieruchomych (że o "uhrach" już nie wspomnę ).
Czy archeologom udało się rozwikłać jedną z największych zagadek dawnego Gdańska - ustalić, gdzie funkcjonowało miasto w XIII wieku? Na to pytanie pomoże odpowiedzieć georadar.
O tym, że Gdańsk ma z górą tysiąc lat, wie chyba każdy jego mieszkaniec. Zaczęło się od grodu, który znajdował się na wyspie w okolicy dzisiejszej ulicy Rycerskiej. Gdy tu zabrakło miejsca, miasto rozrastało się poza wyspą. Gdzie dokładnie? Nie mówią o tym żadne dokumenty, które przetrwały do naszych czasów. Zagadki nie pozwoliły też rozwikłać liczne badania archeologiczne.
Tymczasem parę tygodni temu archeolodzy pracujący na placu przy kościele św. Mikołaja, natrafili na fragment kamiennego fundamentu pochodzącego z XIII wieku. Zdaje się on być częścią fundamentu kwadratowej wieży. Pewność, co do kształtu kamiennej pozostałości powinny dać badania georadarem wykrywającym obiekty pod ziemią. Zostaną one przeprowadzone tuż po długim weekendzie. Jeśli potwierdzą przypuszczenia archeologów, to znaczy, że natrafiono na wieżę, która była częścią systemu obronnego miasta. Rzecz tym bardziej prawdopodobna, że pod ziemią natrafiono też na ceglany mur odchodzący od kamiennego fundamentu. Po którejś ze stron muru musiało w XIII wieku istnieć miasto.
Anna Kisicka - Dziennik Bałtycki
_________________ Bacz byś nie zgłupiał od mądrości swojej.
Niezwykła historia niemieckiego skarbu. Złoto dla zuchwałych
Złoto sprawia, że ludzie głupieją. Kłamia. Popełniają zbrodnie. Tracą pamięć.
Dla skrzyń pełnych złota i kosztowności, zabranych gdańskim Niemcom w 1945 roku dwieście osób poszło na śmierć. Jedna musiała uciekać za granicę.
O tej sprawie starano się zapomnieć. Nie znajdziemy wzmianki o niej w żadnej książce historycznej, w żadnych aktach sprzed ponad 60 lat. Z urywków wspomnień, opowieści i na pozór nieistotnych wzmianek w dokumentach złożył ją Waldemar Kowalski, wicedyrektor gdańskiego aresztu, psycholog z wykształcenia, z pasji - historyk. Ruszyłam tropem wielkiej tajemnicy. A im więcej się dowiadywałam, tym bardziej byłam pewna, że jest to gotowy scenariusz sensacyjnego filmu.
Dziki Zachód nad Motławą
Marzec 1945 rok. Do Gdańska wkraczają zwycięskie oddziały Armii Czerwonej. Wskutek walk aż 45 procent śródmieścia leży w gruzach.
Pod koniec 1945 r. stoi tylko 10 procent budynków. Zanim gdzieś wyżej postanowiono, że Wolne Miasto zostanie oddane Polakom, realizowany jest inny plan. Plan zakładający, że Gdańsk ma zniknąć z powierzchni ziemi. W płonącym, zniszczonym mieście gwałty, mordy i kradzieże są na porządku dziennym. Rosjanie systematycznie wywożą sprzęt z portów i fabryk. Żołnierze, maruderzy i dezerterzy na własną rękę plądrują mieszkania. Nieważne, czy opustoszałe, czy zamieszkałe.
Gienia, gdańszczanka i Polka nie ma jeszcze 16 lat. Jest sierotą. Jej starsza siostra, zgwałcona przez Sowietów, umiera w maju 1945 r. na tyfus w szpitalu Akademii Medycznej.
- Byłam głodna, walczyłam o przeżycie - wspomina dziś pani Eugenia Lewandowska. - Dowiedziałam się, że przy więzieniu będą otwierać kopce z żywnością.
Przy kopcach stali Polacy. Usłyszeli, że Gienia mówi po polsku. Spytali, czy umie czytać i pisać.
- Zostaniesz siłą biurową - oznajmili. - Będziesz zapisywać dane więźniów w referacie przyjęć.
Zapisywała więc imiona i nazwiska.
- Niemcy nie pozwolili wyjechać z miasta inteligencji - mówi pani Eugenia. - Przyprowadzano adwokatów, lekarzy, inżynierów. Mieli przy sobie sygnety, papierośnice, złote zegarki. Wszystko im zabierano i wrzucano do stojących w pokoju skrzyń.
Nad więźniami pastwiła się szczególnie ekipa "poznańska", której szefem był niejaki Idzi Izydorek, postawny, przystojny i okrutny mężczyzna. Zrywał łańcuszki, szarpał i bił tych, którzy nie chcieli oddać dobytku.
- Choć skrzynie były olbrzymie, szybko się wypełniały - mówi pani Eugenia. - Potem je gdzieś zabierano. Nie wiem gdzie, bo ja siedziałam po 12 godzin za biurkiem i wpisywałam dane więźniów. Było ich tylu... Wieczorem pod więzienie podjeżdżał samochód, który odwoził mnie do domu, na ul. Orzeszkową. To ze względu na napady.
"Pomocy biurowej" zaproponowano po kilku miesiącach wysłanie do szkoły partyjnej, do Łodzi. Odmówiła i już jesienią 1945 r. zrezygnowała z pracy.
- Nie mogłam patrzeć na to bezprawie - wzdycha pani Eugenia. - Choć było mi samej naprawdę źle, wolałam odejść.
Izydorek rok później podzielił los gnębionych przezeń więźniów. Został aresztowany za pospolite przestępstwa, prawdopodobnie zginął.
śmiertelny szturm
Co dalej działo się ze skrzyniami pełnymi złota? Prawdopodobnie część skarbów trzymano w więzieniu, część w pobliskim budynku na skrzyżowaniu Długich Ogrodów i ul. 3 Maja zajmowanym przez służbę bezpieczeństwa (dziś mieści się tu Komenda Miejska Policji w Gdańsku).
- Z pośrednich relacji wynika, że niewielkie partie złota co pewien czas mogły być wywożone do Warszawy - mówi Waldemar Kowalski. - Prawdopodobnie służyło ono finansowaniu struktur partyjnych i rządowych. Na to jednak nie mamy żadnych dowodów, bo przesyłek nie kwitowano.
Wróćmy jednak do jesieni 1945 roku. Skrzynie są jeszcze w Gdańsku.
Wieść o skarbie wydostaje się z więzienia. Jak? Może ktoś pochwalił się znajomemu, że widział gromadzone kosztowności. Może ktoś sprzedał informację. Może...
Informacja dociera do ludzi zdecydowanych na wszystko - dezerterów z Armii Czerwonej, zdemobilizowanych żołnierzy, jeńców wojennych wracających z obozów jenieckich do ZSRR. Zbiera się 200 uzbrojonych ludzi gotowych walczyć o skarb. Mają broń. Liczą na ogromne łupy.
Wzmianka o 21 września 1945 r. pojawia się jedynie w broszurze Krystiana Bedyńskiego "Służba więzienna. Organ bezpieczeństwa publicznego 1944-1956" wydanej w Kaliszu w 1997 r. Bedyński jednym zdaniem wspomina, że tego dnia miał miejsce atak na więzienie w Gdańsku.
Pani Hanka mieszka poza Gdańskiem. Jest córka jednego z zastępców Grzegorza Korczyńskiego, organizującego Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku. W tamtych latach była w wieku pani Eugenii. Nosiła milicyjny mundur. Doskonale pamięta wrześniowa noc, gdy do Gdańska na kilka godzin wróciła wojna. Doszło wówczas do równoległego ataku na więzienie oraz dzisiejszy budynek KMP. Napastnicy mieli olbrzymią przewagę nad żołnierzami broniącymi budynków. Wśród nich była też Hanka.
Ojcu pani Hanki udało się wyrwać z kotła. Dotarł do budynku byłego Żaka przy Wałach Jagiellońskich, gdzie wówczas rezydował komendant miasta. Komendanta nie było, ale udało się połączyć z nim telefonicznie. Natychmiast przysłał z odsieczą regularne wojska sowieckie.
Część napastników zginęła w walce. Resztę - po symbolicznym przesłuchaniu - postawiono pod mur budynku, na którego miejscu stoi dziś Urząd Miejski. Nawet nie dochodzono, kto nimi dowodził. Wszystkich bez sądu rozstrzelano.
- NKWD potraktowała ich jak zdrajców ojczyzny - mówi Waldemar Kowalski. - A o zdrajcach pamięć powinna zaginąć.
Dwaj przyjaciele z lasu
Teraz nadeszła pora, by opowiedzieć o dwóch panach - Grzegorzu Korczyńskim i Edwardzie Forście. Pierwszy, z trzymiesięczną przerwą na zwalczanie podziemia niepodległościowego na Lubelszczyźnie, był od 4 kwietnia 1945 do do 21 marca 1946 r. szefem WUBP w Gdańsku.
- Drugi w marcu 1945 r. został kierownikiem Sekcji 8 Wydziału I WUBP Gdańsk, czyli późniejszego Wydziału śledczego bardzo brutalnego - mówi dr Piotr Niwiński z gdańskiego IPN. - Trafił tam zapewne na polecenie Korczyńskiego. Edward Forst 17 października 1945 r został mianowany zastępcą szefa WUBP Gdańsk.
Niewielu wie, że Korczyński (prawdziwe nazwisko Kilanowicz) wpadł na pomysł, by resztkę ludności niemieckiej na Pomorzu... zlikwidować za pomocą pozostałych pieców krematoryjnych. Na szczęście nikt "na górze" pomysłu nie podchwycił. Ten przedwojenny komunista, uczestnik walk w Hiszpanii, po ucieczce z internowania we Francji przedostał się na Lubelszczyznę, gdzie w 1942 r. został dowódcą oddziału partyzanckiego Gwardii Ludowej. Jego podkomendni dokonali mordów i grabieży na ukrywających się Żydach, m.in. w Ludmiłówce i w Grabówce.
Od 1943 roku w oddziale Korczyńskiego walczył Edward Forst - Żyd, przedwojenny adwokat w Sądowej Wiszni pod Lwowem.
Życiorys Forsta jest jeszcze bardziej niesamowity i pełen sprzeczności. I trochę przypomina fikcyjną historię bohatera filmu Agnieszki Holland "Europa, Europa", który jak kameleon w czasach wojny przyjmował osobowość zwycięzców.
Kiedy do Polski wkroczyli Rosjanie - Forst zmienił poglądy na lewicowe, podjął pracę w Drohobyczu i w lutym 1941 został członkiem Drohobyckiego Kolegium Adwokatów. Pracował w licznych procesach przed sądami ludowymi Związku Sowieckiego". Po wejściu Niemców na krótko miał trafić do obozu we Lwowie, skąd - jak twierdził w oficjalnym życiorysie wyszedł, by walczyć w oddziale Korczyńskiego.
- Po wojnie jednak do WUBP Gdańsk wpłynął donos na Forsta - twierdzi dr Piotr Niwiński. - Miał być rzekomo pracownikiem policji niemieckiej, (żandarmem?) i komendantem posterunku na terenie lwowskiego. Podobno przyjął Volkslistę. śledztwo w późniejszym czasie wykazało, iż rzeczywiście mógł w czasie wojny przyjąć listę narodowościową niemiecką. Jednocześnie sam Forst w życiorysie podkreśla, iż jest ateistą, jego rodzice mieli narodowość polską, ale byli wyznania mojżeszowego. W czasie wojny zaś cała jego rodzina miała być prześladowana z tytułu przynależności rasowej.
Ot, ciekawostka. Prawda?
Skarb znika
Wróćmy jednak do skrzyń pełnych złota, ocalałych po ataku "armii dezerterów". Nawet jeśli część kosztowności przewożono do Warszawy, to nadal przybywało zrabowanych przedmiotów. Dziś o wartości łupu nikt nie chce się wypowiadać.
- Nieżyjący już pułkownik Piotr Artwich opowiadał przed laty, że słyszał, iż do WUBP trafiło także złoto z obozu koncentracyjnego Stutthoff - opowiada dr Niwiński. - Miały to być kosztowności zrabowane więźniom przez Niemców.
W tej części historii musimy opierać się na relacji pani Hanki. Jej ojciec, ze względu na stanowisko, sporo wiedział o tajemnicach gdańskiej bezpieki.
Ponoć było tak.
Pewnego dnia Korczyński wezwał swego zastępcę i przyjaciela Forsta.
- Przyszło polecenie stworzenia silnych struktur partyjnych na Wybrzeżu - poinformował wiceszefa WUBP w Gdansku. - A do tego potrzebne są pieniądze. Weź niemieckie złoto i przekaż towarzyszom.
Rzeczywiście, skrzynie na polecenie Forsta zostały zabrane.
Minęło kilka miesięcy. Korczyński spotkał podczas jakiejś partyjnej odprawy człowieka, któremu miało być przekazane kosztowności. Spytał, jak wykorzystał powierzone mu złoto.
- Jakie złoto? - usłyszał.
Ojciec pani Hanki opowiadał, że wzburzony Korczyński wezwał Forsta i zażądał tłumaczeń. Ten zaś odparł wprost: - Złota nie przywłaszczyłem. Przekazałem je dla organizacji żydowskich. Należało do Niemców, którzy chcieli unicestwić mój naród. Teraz będzie służyć ich ofiarom.
Korczyński mógł ujawnić całą sprawę i z hukiem skazać Forsta za kradzież. Bał się jednak, że przy okazji jego zdemaskowania, sam będzie miał kłopoty. Wrogów, którzy czyhali na każde jego potknięcie, nie brakowało. Pozwolił więc Forstowi uciec. Oficjalnie wiosną 1946 roku Edward Forst znalazł się w amerykańskiej strefie okupacyjnej.
Niewykluczone, że przyczyną ucieczki wiceszefa WUBP był także donos w sprawie jego niechlubnej przeszłości wojennej. Oskarżenie o kierowanie niemieckim posterunkiem mogło się dla Forsta skończyć fatalnie.
- W związku z tym donosem Forst od 28 lutego 1946 r. znajdował się w dyspozycji Wydziału Personalnego MBP - twierdzi dr Piotr Niwiński. - Wezwany na rozmowę do Warszawy w marcu 1946, zniknął po drodze, zabierając ze sobą (według słów jego kolegów) depozyt złota i kosztowności z WUBP Gdańsk. Znał biegle niemiecki i rosyjski. Jego brat mieszkał w tym czasie w Chicago.
Czy skarb z gdańskiego więzienia, dla którego zginęło co najmniej 200 ludzi trafił rzeczywiście do organizacji żydowskich? A może został po prostu ukradziony przez sprytnego adwokata, który - kiedy było trzeba - zostawał polskim prawnikiem, komunistą, Żydem, Volksdeutschem, niemieckim żandarmem, partyzantem i człowiekiem bezpieki?
Grzegorz Korczyński zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w 1971 r. Był wówczas ambasadorem nadzwyczajnym PRL w Algierii.
Ostatnia wzmianka o Edwardzie Forście pochodzi z lat 60. Jeden z byłych kolegów spotkał go w Berlinie Zachodnim. Prowadził sklep z pamiątkami.
Państwo Chmielewscy, jedna z wielu rodzin przybyłych po wojnie do Gdańska, na dobry początek dostali kupę gruzów. Mogło być gorzej. Ich sąsiedzi, Niemiałkowscy, zastali ziemię z lejem po bombie. Poukładali rozrzucone na działce cegły i odkupili je od miasta. Władze Gdańska obiecały im, tak jak innym przesiedleńcom, własność odbudowanych domów.
Kiedy jednak minął dwudziestoletni okres dzierżawy, zerwał umowy i budynki zabierał. - Szesnaście lat trwało, nim przyznano nam prawo własności kamienicy wybudowanej w 93 procentach przez moich rodziców, Aleksandra i Zofię Niemiałkowskich â denerwuje się Maria Zawadzka, właścicielka budynku przy ul. Garncarskiej 7-9.
Aleksander, żołnierz Armii Krajowej odznaczony Krzyżem Kawalerskim Virtuti Militari, by zacząć w Gdańsku nowe, powojenne życie, sprzedał posiadłość w Sulejówku pod Warszawą, 10 hektarów ziemi i las. Dzięki pieniądzom, za które można było wtedy kupić siedem willi w Sopocie, na miejscu wielkiego leja po bombie w centrum Gdańska powstała kamienica. Miasto obiecało Niemiałkowskim prawo pierwokupu gruntu i budynku, ale w 1974 roku odmówiło dalszej dzierżawy. Dom zabrano. Starania o jego odzyskanie Zawadzka wspomina jako drogę przez mękę. Kilka miesięcy przygotowywano ugodę sądową pomiędzy stronami. Miasto nie przystąpiło do niej tuż przed jej formalnym zawarciem. Sąd Najwyższy w Warszawie trzy razy orzekał na niekorzyść miasta, które potem odwoływało się od tych wyroków. Dopiero w 2005 roku budynek ostatecznie wrócił do Niemiałkowskich.
- To był trudny, pilotażowy w tej dziedzinie prawa proces. Udało się nam go wygrać, bo wywalczyliśmy w Sądzie Najwyższym zmianę prawa â z dumą opowiada Roman Nowosielski, znany gdański mecenas i członek Trybunału Stanu.
Domy zabierano na podstawie dekretu o rozbiórce i naprawie budynków zniszczonych wskutek wojny, z 1945 roku. Dawał on osobom odbudowującym je zamiast prawa ich własności, dwudziestoletnie prawo bezpłatnego użytkowania kamienic. Tymczasem w 1947 roku weszła w życie ustawa o popieraniu budownictwa z 1947 roku. Jednoznacznie stwierdzała, że właścicielem budynku jest osoba, która odbudowała go na ziemiach odzyskanych po wojnie ze zniszczeń szacowanych na ponad 33 procent. Przed zmianą prawa wywalczoną przez Nowosielskiego dopuszczalne było równoczesne stosowanie i dekretu, i ustawy. Przyjmowano, że te dwa akty prawne się nie wykluczają. Teraz jasne jest, że ich zakresy się krzyżują. Stosowanie przepisów dekretu po 1947 roku było więc bezprawiem. Na tej podstawie wygrały procesy o domy kolejne gdańskie rodziny: Janikowskich (przy ul. Chmielnej), Czerepaków (przy ul. Grunwaldzkiej) i Działakiewiczów (przy Wałach Jagiellońskich). W najbliższym czasie kamienice odzyskają także rodziny Więckowskich, Stokłosów i Mariana Dziury. W sądzie toczy się kolejnych sześć spraw tego typu. Każda z nich, to historia krzywd wielu ludzi.
W ciągu dwóch lat po odzyskaniu prawa własności do budynku przy ul. Garncarskiej 7-9 rodzina Zawadzkich zainwestowała w kamienicę już 250 tys. złotych. Każdy, kto kiedykolwiek wcześniej przyglądał się temu budynkowi i pamięta, jak on wyglądał jeszcze kilka lat temu, z pewnością uzna, że zmienił się nie do poznania. W kamienicy znajduje się sześć mieszkań, przy czym tylko w trzech mieszkają lokatorzy. Pozostałe trzy zajmują członkowie rodziny.
Tatiana Żynda - Dziennik Bałtycki
_________________ Bacz byś nie zgłupiał od mądrości swojej.
Rozpoczął się remont jednej z urokliwszych bram gdańskiego Starego Miasta - bramy przed kościołem św. Jakuba. To tylko jeden z wielu remontów, jakie w tym roku czekają gdańskie zabytki.
Gospodarze świątyni - ojcowie oblaci zlecili zbicie z budowli tynku, którym swojego czasu ją pokryto. - Odnowione zostaną także dwie płaskorzeźby: przedstawiające Świętą Rodzinę i herb karmelitów, do których bardzo długo należał kościół - mówi ojciec Paweł Ratajczyk, rektor kościoła św. Józefa.
Prace przy bramie mają zakończyć się w ostatnich dniach października. Wykonywane one będą za pieniądze, jakie oblaci pozyskali z miejskiego funduszu przeznaczonego na prace konserwatorskie przy gdańskich zabytkach. Na remont bramy zakonnicy dostali 49 tysięcy złotych. Tyle dokładnie wyniesie koszt prac.
Inne prace konserwatorskie
Oprócz odremontowania bramy wiodącej do kościoła św. Józefa, w ciągu tego roku już zostały, albo zostaną wykonane prace:
wymiana jednego z wielkich żeliwnych okien w bazylice Mariackiej,
remont elewacji kamienic nr 17/18 i 20/21 przy Długim Targu,
wymiana dachu i więźby dachowej XV-wiecznej kaplicy św. Anny, znajdującej się przy kościele św. Trójcy,
założenie instalacji przeciwwłamaniowej i przeciwpożarowej w kościele św. Mikołaja,
remont zachodniej elewacji kościoła św. Bartłomieja,
przywrócenie polichromii na elewacji kamienicy przy ul. Długiej 45,
remont jednej z elewacji kościoła Bożego Ciała.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum