Blisko setka olbrzymich klisz fotograficznych, na nich około 300 zdjęć. Zdjęć zupełnie wyjątkowych, bo wyciągniętych z zakamarków szaf i pożółkłych albumów. Zdjęć, z których często spoglądają ludzie, których już nie ma wśród nas.
Zdjęć, na których widnieją budynki i miejsca, jakie znamy tylko z opowiadań naszych rodziców, dziadków, pradziadków... Zdjęć pokazujących historię Gdyni - miasta, które powstało błyskawicznie, a swój rozwój zawdzięcza ludziom przybywającym nad morze "za chlebem" z różnych zakątków kraju.
Fotografie przynosili do redakcji "Dziennika Bałtyckiego" w Gdyni nasi Czytelnicy w odzewie na apel ogłoszony 10 lutego – w 80. rocznicę nadania praw miejskich – w "Kurierze Gdyńskim". Zebraliśmy ich około tysiąca. Od wczoraj można je oglądać na niecodziennej wystawie w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym. Część z nich pokazana jest na kliszach fotograficznych o wymiarach 2 metry na 60 centymetrów każda. Inne wyświetlane są na ścianie za pomocą rzutnika.
Ale zdjęcia naszych Czytelników to część wystawy, nazwanej przez nas „Gdynia i gdynianie”. Drugą część stanowią fotografie nadesłane na konkurs, ogłoszony przez Urząd Miasta „Gdynia tradycyjnie nowoczesna”. Oceniało je jury, któremu przewodniczył Ryszard Horowitz, światowej sławy fotografik.
- Oglądać możemy sto najciekawszych prac wybranych spośród 461 fotografii nadesłanych przez 113 autorów, zarówno amatorów, jak i profesjonalistów – mówi Anna Piocha, kierownik biura prezydenta Gdyni.
- Ta wystawa, czyli dwa w jednym, jest czymś niesamowitym – mówi Dagmara Płaza-Opacka, dyrektor Muzeum Miasta Gdyni. - Z jednej strony zdjęcia z konkursu pokazują sposób widzenia miasta, z drugiej – zdjęcia przysłane na apel "Dziennika Bałtyckiego" pokazują przywiązanie ludzi Gdyni.
Organizatorami wystawy są "Dziennik Bałtycki", Urząd Miasta Gdyni oraz Muzeum Miasta Gdyni. Wystawa czynna jest od wczorajszego wieczora i potrwa do 8 grudnia. Można ją oglądać w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym w Gdyni Redłowie, przy al. Zwycięstwa 96/98 od poniedziałku do piątku w godz. 8-18, a w soboty i niedziele w godz. 10-18 Wstęp wolny.
Ja pewnie też, w ramach poszerzania wiedzy o zagranicy
_________________ Czyż nie rozumie pan, że wszystko, co piękne w architekturze, osiągnięto już dawno temu? Zostało to autorytatywnie stwierdzone. (Ayn Rand "Źródło")
Jeden z najdroższych w Gdańsku - wart 29 milionów złotych teren nad Motławą, gdzie niebawem ma postawić ekskluzywny hotel, jeszcze 400 lat temu był szerokim rowem z wodą. Potwierdziły to zakończone właśnie badania archeologiczne działki. Rów ten - szeroki na ponad 50 metrów, pełnił rolę fosy. Okalała ona wyspę, na której około tysiąca lat temu powstał gdański gród, a na której w XIV wieku Krzyżacy wybudowali zamek. W 1454 roku wzniesione przez Krzyżaków budowle zburzyli gdańszczanie. Mieli dosyć braci zakonnych ciężką ręką rządzących miastem. Ruiny krzyżackiego zamku na wyspie stały jeszcze przez dziesiątki lat. W końcu zdecydowano się rozebrać je doszczętnie i zasypać fosę. Dziś, tylko dzięki badaniom archeologicznym możemy dowiedzieć się, którędy dokładnie biegła fosa. Właśnie zakończone badania niewielkiego terenu nad Motławą (między Basztą Łabędź a restauracją Kubicki) pokazały, że tu właśnie dokładnie w tym miejscu fosa łączyła się z Motławą.
Gmina żydowska rozpoczęła renowację jednego z najstarszych w środkowej Europie cmentarza żydowskiego na gdańskim Chełmie. W opiece nad nekropolią będą pomagać uczniowie miejscowych szkół.
Sąsiadujący z katolickim cmentarz żydowski na Chełmie jest jedną z najstarszych judaistycznych nekropolii w środkowej Europie. Niestety, do dziś przetrwały tylko nieliczne macewy (stojące pionowo płyty nagrobne) i tylko jeden z grobowców, w których chowano rabinów.
Ostatnio gdańska Gmina Żydowska postanowiła zadbać o to, co jeszcze da się uratować.
- Jesteśmy to winni Żydom, którzy mieszkali w Gdańsku od setek lat, kupili tę ziemię, dbali o to miejsce, a potem nagle musieli stąd wyjechać. Nie ma już w Gdańsku rodzin ludzi pochowanych na tym cmentarzu. Musimy zadbać o niego my - potomkowie Żydów, którzy przyjechali tutaj z różnych stron już po II wojnie światowej - mówi Michał Samet, przewodniczący gdańskiej gminy żydowskiej.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego gmina chce zaopiekować się nekropolią.
- Cmentarz jest dla nas miejscem świętym, ważniejszym nawet od synagogi - mówi Michał Rucki, wiceprzewodniczący gdańskiej gminy żydowskiej. - Raz założony, pozostaje cmentarzem na zawsze.
Dzięki pieniądzom, jakie udało się zebrać członkom zagranicznych, w tym angielskich gmin, gdańscy Żydzi ogradzają właśnie liczący sobie ponad dwa hektary teren cmentarza. Budowa metalowego, a po części betonowego ogrodzenia, powinna zakończyć się jeszcze w styczniu. Na wiosnę można by rozpocząć porządkowanie terenu.
- Chcemy wyciąć rosnące dziko krzewy, które porosły cmentarz. Samych śmieci wywieźliśmy już parę ciężarówek, a oczyściliśmy tylko z grubsza niewielką część terenu. Mamy też nadzieję, że podczas porządków, natrafimy na kolejne macewy, które mogą kryć się pod cienką warstwą ziemi - mówi Michał Samet.
Swoją pomoc przy porządkowaniu nekropolii zaoferowali uczniowie kilku gdańskich szkół. Zanim jednak rozpoczną prace na cmentarzu, będą musieli poznać obowiązujące w tym szczególnym miejscu reguły, wśród których jest choćby konieczność nakrywania głowy.
- Uszanowanie miejsca pochówku pozwala nam tylko w bardzo szczególnych przypadkach naruszać ziemię na terenie nekropolii, a nawet jeśli, to najwyżej na kilkanaście centymetrów w głąb - mówi Michał Rucki. - W dodatku każda z takich prac musi się odbywać pod nadzorem rabinicznym.
Historia nekropolii
Cmentarz na Chełmie powstał w drugiej połowie XVI wieku i jest jednym z najstarszych miejsc pochówku Żydów w Europie Środkowej. Obok części grzebalnej istniał tutaj budynek Chewra Kadisza – siedziba "Świętego Bractwa", zwanego inaczej "towarzystwem ostatniej posługi", które pomagało sprawować opiekę nad chorymi i zajmowało się pogrzebami.
Cmentarz na Chełmie przetrwał nawet 1945 rok i był czynny do połowy lat pięćdziesiątych, kiedy to został zamknięty. Przez kolejne dziesięciolecia ulegał dewastacji, zniknęła większość wykonanych z piaskowca płyt nagrobnych, a spośród nielicznych, które przetrwały, duża część została uszkodzona.
Ponieważ zachowało się bardzo niewiele dokumentów, nie wspominając już o fotografiach, współczesna gdańska społeczność żydowska niewiele wie o tym, jak wyglądała nekropolia. Może uda się dowiedzieć czegoś więcej, dzięki kontaktom z Żydami, mieszkającym w Ameryce. - A może pomogą nam mieszkańcy Gdańska, którzy odwiedzali to miejsce tuż po 1945 roku. Może ktoś dysponuje zdjęciami - mają nadzieję członkowie gminy.
Nieznane jest źródło nieprzyjemnego zapachu, jaki czuć na Dworcu Głównym. Wszystkich ludzi wchodzących do pomieszczeń dworcowych zaskakuje przykry fetor.
Nie zdołano wczoraj podczas obrad Sejmiku przyjąć "Programu opieki nad zabytkami województwa pomorskiego na lata 2007 - 2010". Radni postanowili, by jeszcze raz ten dokument poddać dyskusji na posiedzeniach komisji.
Historyczne obiekty niszczeją lub nawet znikają z powierzchni ziemi, jak np. dwór w Gdańsku Migowie. W opracowanym przez ekspertów programie, przedstawionym radnym przez Tomasza Błyskosza, dyrektora Regionalnego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków w Gdańsku, podano Karwieńskie Błota jako przykład miejscowości, w której może powstać park kulturowy. Tymczasem, istnieje tam największy obszar samowoli budowlanej. Konieczne jest więc uzupełnienie ww. opracowania. Radni zajmą się nim w lutym.
W rejestrze zabytków w Pomorskiem figuruje ponad 3260 obiektów - poinformował Jan Kozłowski, marszałek województwa. Poza tym spisem - 66 tysięcy. Zdaniem dyrektora Tomasza Błyskosza, około 29 procent wymaga kapitalnego remontu.
13.02.2007
Brązowe i mosiężne tablice pamiątkowe zaczęły znikać z elewacji gdańskich budynków. Z kamieniczki przy ul. Ogarnej, w której mieszkał Daniel Fahrenheit, twórca skali temperatury Fahrenheita, zginęła tablica w formie termometru. Ostatnio tablice oderwano z murów kamieniczki przy ul. Szerokiej i dawnej drukarni przy ul. Świętojańskiej. Zapewne tak jak wiele stalowych krat, osłaniających wnęki okien piwnicznych kamieniczek na gdańskim Głównym Mieście czy żeliwnych pokryw i krat studzienek kanalizacyjnych, trafiły one na złomowiska.
- W naszym mieście na różnych budynkach i placach znajduje się około 500 tablic pamiątkowych z metalu i kamienia - mówi inspektor Grzegorz Boros z Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku. - Umieszczono je w miejscach szczególnych, związanych z postaciami i wydarzeniami z przeszłości Gdańska. Tworzą one wizerunek miasta. Są jednak często traktowane jako dobro niczyje. Chociaż powinni opiekować się nimi właściciele budynków. W przypadku wspólnot mieszkaniowych, tablice należałoby traktować, jako inwentarz przekazywany im z domami. Kradzieże i niszczenie tablic oraz elementów brązowych pomników stało się plagą. Tabliczki wyrwano nawet z grobów obrońców na Westerplatte. Miasto stara się odtwarzać najważniejsze tablice, choć jest to trudne, bo często nie ma pełnej dokumentacji dotyczącej ich wyglądu. W najbliższym czasie zrekonstruujemy brązowy termometr Fahrenheita, który powróci na kamieniczkę przy ulicy Ogarnej.
Zdaniem Romualda Nietupskiego, dyrektora ZDiZ w Gdańsku, kradzieżom tablic i fragmentów pomników można zaradzić wykonując je z kamienia i materiałów imitujących brąz, a więc nieatrakcyjnych dla złomiarzy albo mocować tablice w sposób nie pozwalający na ich oderwanie od elewacji. Konieczne jest także większe zainteresowanie nimi właścicieli i administratorów budynków. Wyrwanie tablicy, nawet nocą, nie jest przecież czynnością prostą.
Służby porządkowe niewiele mogą
Paweł Kwiatkowski, rzecznik prasowy komendanta Straży Miejskiej w Gdańsku, podkreśla, że straż stara się przeciwdziałać kradzieżom przedmiotów metalowych, kontrolując złomiarzy jadących do skupów złomu i same skupy, aby sprawdzić, co mają zmagazynowane na placach składowych. Wielokrotnie zatrzymywano osoby zbierające złom, które naruszyły prawo, a także - na gorącym uczynku, grupę rozbijającą pokrywę studzienki burzowej i sprawców kradzieży złomu z jego składu. Prowadzący złomowce nie przyjmują w przedmiotów metalowych w całości i dlatego też dochodzi do ich niszczenia. W kawałkach można sprzedać bez obaw o rozpoznanie. Straż pełni służbę na ulicach do godziny 20.
- Policja dysponuje systemem monitoringu telewizyjnego w Śródmieściu Gdańska, we Wrzeszczu i Oliwie, który umożliwia obserwowanie i rejestrowanie różnych zdarzeń - przekazała Beata Domicz Borszewska z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - Jednakże monitoring zlokalizowano w tych rejonach miasta, w których najczęściej dochodzi do przestępstw i służy przede wszystkim ich wykrywaniu. Stąd kamery policyjne, skierowane na ulice, nie odnotowały kradzieży tablic.
Ile sądów jest w "Sądzie Ostatecznym" Hansa Memlinga? Ogromny tryptyk (360 cm szerokości, 242 cm wysokości) trafił do nas na pokładzie kaperskiego żaglowca w 1473 roku. W 1807 Napoleon wywiózł "Sąd" do Paryża. Diament zbiorów Muzeum Narodowego w Gdańsku wciąż kryje wiele tajemnic. Okazało się ostatnio, że Hans Memling... zgubił gdzieś jeden sąd.
- Sąd Ostateczny zawsze sprawiał problem chrześcijanom i sprawia do dzisiaj - mówi Jacek Krzysztofowicz, przeor klasztoru ojców dominikanów w Gdańsku. - Po śmierci czekają nas dwa sądy: szczegółowy i ostateczny. W jakiej relacji są one do siebie? Czy to pierwsza, czy druga instancja? Na tryptyku Memlinga mamy tylko sąd ostateczny. W takim razie rodzi się pytanie, co się działo pomiędzy śmiercią każdego z tych ludzi, którzy są na obrazie przedstawieni a chwilą sądu ostatecznego. Czy wracają z nieba i piekła do ciała powtórnie? Czy gdzieś byli uśpieni? To są ślepe teologiczne uliczki i wydaje mi się, że w jedną z nich Memling zawędrował (tak jak wielu mu współczesnych artystów).
"Sąd Ostateczny” to dzieło wybitne, wszyscy o tym wiemy. Kwiatom brakuje tylko zapachu, motyle skrzydła różnią się tym od prawdziwych, że nie można z nich zetrzeć pyłku, a z brokatowych tkanin nie uda się wyciągnąć żadnej nitki. Memling, jak wszyscy malarze niderlandzcy czuł materię, ale nie zgubił też ducha.
Dobry duch Memlinga czuwa, więc Muzeum Narodowe i ojcowie dominikanie mają wspólne plany.
- Pozornie takie instytucje jak klasztor i muzeum nie mają ze sobą wiele wspólnego, ale połączył nas Memling - mówi przeor ojciec Jacek Krzysztofowicz. - "Sąda Ostateczny" to dzieło bardzo mocno związane z historią Gdańska, co łączy nas z muzeum, bo my dominikanie czujemy się współtwórcami tradycji Gdańska, jako jedna z najstarszych instytucji w mieście. W zeszłym roku wspólnie zrobiliśmy minicykl "Zaduszki memlingowe". Bowiem akurat na czas jarmarku dominikańskiego przypada rocznica śmierci Hansa Memlinga.
Związki muzeum z kościołem są coraz bliższe. Jak wszyscy wiedzą, do Muzeum Narodowego należy cysterski Pałac Opatów w Oliwie. Także gmach główny muzeum mieści się w dawnym klasztorze franciszkanów. W ubiegłym roku dyrekcja zawarła pakt o współpracy z muzeum diecezjalnym w Pelplinie i gdańskimi franciszkanami. Dzisiaj podpisuje porozumienie z dominikanami. Ciekawe, jaki klasztor jeszcze mają teraz na oku muzealnicy?
- Karmelitów - uśmiecha się dyrektor Wojciech Bonisławski. - Mamy u siebie wszystkie obiekty z kościoła świętej Katarzyny. Będziemy je konserwować. Od karmelitów kupiliśmy ostatnio piękny portal.
Spotkajmy się dzisiaj wieczorem
Wieczór z Memlingiem "Ile sądów jest w gdańskim Sądzie Ostatecznym H. Memlinga – o rodzajach rozliczeń w eschatologii chrześcijańskiej." - Wykład ojca Jacka Krzysztofowicza. Piątek 23 lutego, godz. 18. Gmach Główny Muzeum Narodowego w Gdańsku, ul. Toruńska 1. Wstęp wolny.
Grażyna Antoniewicz - Dziennik Bałtycki
_________________ Bacz byś nie zgłupiał od mądrości swojej.
Jachty i łodzie motorowe mają za dwa lata cumować przy pomostach nowej przystani w historycznym porcie gdańskim nad Starą Motławą, pomiędzy mostami Zielonym a Krowim. Będzie ona stanowić drugą część Mariny Gdańsk, zlokalizowanej przy ul. Szafarnia.
Gotowy jest projekt architektoniczny przystani, opracowany na zlecenie miasta przez biuro Europrojekt Gdańsk.
- Zgodnie z naszym projektem, przystań ma tarasową, dwupoziomową formę przestrzenną - mówi Agnieszka Kosecka, architekt z Europrojektu. - Na górnym tarasie będzie ciąg spacerowy z barierkami, oświetlany nocą stylowymi latarniami.
Przylega on do elewacji kamieniczek. W przyszłości powinny być one odnowione i odtworzone zgodnie z ich historycznym wyglądem. Pozwoli to na zagospodarowanie parterów kamieniczek i otworzenie sklepów i punktów gastronomicznych.
Pod tarasem znajdzie się nowoczesne zaplecze sanitarne, pralnia, kuchnia, pomieszczenia gospodarcze i sala wystawowa. Przy schodach zejściowych na nabrzeże przystani będzie umiejscowiony bosmanat z pomieszczeniami dla pracowników obsługujących przystań.
Obok schodów zamontowane będą windy dla osób niepełnosprawnych. Przystań ma być monitorowana całą dobę przez system telewizyjny.
Do odnowionych nabrzeży przystani przylegać będą pomosty pływające z gniazdkami energii elektrycznej i ujęciami wody pitnej.
Umożliwiają one cumowanie jachtów motorowych, rekreacyjnych łodzi wiosłowych i motorowych, kajaków czy rowerów wodnych.
Jacek Sieński - Dziennik Bałtycki
_________________ Bacz byś nie zgłupiał od mądrości swojej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum