W kościele św. Jana odkryto umieszczoną głęboko pod podłogą nowożytną kryptę. O tym, co znajduje się w środku, dowiemy się za kilka miesięcy
Nowożytną kryptę odkryto w nawie południowej podczas remontu posadzki. Była przykryta kamiennymi płytami nagrobnymi. Mimo że prowadzono tu kilkukrotnie sondażowe prace archeologiczne i zinwentaryzowano kilka istniejących tu krypt, znalezienie nowej było sporym zaskoczeniem. Zbudowana z drobnej cegły, tak zwanej holenderki, komora znajduje się dosyć głęboko pod powierzchnią posadzki. Tymczasem tak w Bazylice Mariackiej, jak i w kościele św. Jana większość pomieszczeń tego typu budowano częściowo nad powierzchnią podłogi. Działo się tak ze względu na sprzyjający zalewaniu bagnisty grunt, na którym posadowione są oba kościoły.
- Na razie odkryliśmy fragment sklepienia - mówi Anna Olszewska z Nadbałtyckiego Centrum Kultury. - Była to raczej na pewno komora grobowa, ale co kryje w swoim wnętrzu, dowiemy się, kiedy wejdziemy do środka.
Dotąd archeolodzy i pracownicy NCK spenetrowali dwie krypty. W jednej znajdowały się zwłoki jednego z dowódców wojsk gdańskich - Nataniela Schroedera. Druga, pod kaplicą chrzcielną, była pusta.
Prawdopodobieństwo natrafienia w nowo odkrytej komorze na szczątki dawnych gdańszczan jest jednak spore. W kościele św. Jana zmarłych chowano od XIV wieku aż do Napoleońskiego zakazu z 1812 roku. Zdarzały się jednak przypadki pochówków wbrew prawu - te pochodzą z połowy XIX wieku. W kościele znajduje się ponad dwieście płyt nagrobnych. Jeżeli do tego dodamy wyniki badań archeologicznych, które potwierdziły, że zmarłych grzebano tu nawet w ośmiu warstwach, okaże się, że pod posadzką leży kilka tysięcy zwłok. Co ciekawe, większości osób dojrzałych. Być może dlatego, że w św. Janie ostatnią przystań znajdowały persony, które znaczyły coś dla miasta. Cmentarzem jest także teren wokół kościoła. Tutaj archeolodzy natrafili w większości na szczątki młodych ludzi, dzieci a nawet płodów. Ostatnie - dobrze zachowane groby dzieci - pochodziły z 1945 roku. Niektóre zwłoki wywarły na badaczach ogromne wrażenie. Tak było z XIV-wiecznymi szczątkami mężczyzny, który w ustach trzymał krzyżacką monetę. To znak, że jeszcze w późnym średniowieczu na terenie gdańska pielęgnowano pogańskie tradycje. Niektóre pochówki zachowały się w zadziwiająco dobrym stanie. Tak było ze zwłokami młodej, miedzianowłosej kobiety czy ubranego w różowy sweterek kilkuletniego chłopca.
Czy podobne ciekawostki odkryte zostaną w krypcie - przekonamy się w na początku 2006 roku.
LIST MISTRZA PAULA CLOPPATTA
Nowożytna krypta to nie jedyne odkrycie, jakiego dokonano w grudniu w kościele św. Jana. Dwa tygodnie temu, podczas prac przy renowacji tak zwanych ściągów (metalowych prętów spinających średniowieczne filary), z jednego z nich wydobyto butelkę. W środku znajdował się pisany gotykiem dokument:
Paul Cloppatt Ślusarstwo budowlane i fabryka krat z zakładem mechanicznym Gdansk Podwale Staromiejskie 21 a.
Gdańsk 20 sierpnia 1909
Ja mistrz ślusarski Paul Cloppatt, z Gdańska 20. sierpnia 1909. ten ściąg wraz z zamkiem napinającym dostarczyłem i zamocowałem.
Ja także dostarczyłem i zamocowałem przed 15 laty ściąg ponad krzyżem a przed 2. latami sciąg z prawej strony za ołtarzem. Ponadto przy ściągu nad krzyżem, na blasze klinującej, znajduje się naniesiony napis, na którym można odczytać, kiedy ten ściąg został wykonany. Nieniejszy ściąg pomagał podnosić i zamocować kościelny i murarz Klatt.
Paul Cloppatt
mistrz ślusarski
Kartka, którą umieścił Cloppatt, to pierwsze znalezisko tego typu w kościele. Po lekturze listu pracownicy Nadbałtyckiego Centrum Kultury wpadli na pomysł, aby w ten sam sposób zachować dla potomnych zwartą informację o tym, co wydarzyło się przez ostatnie dziesięć lat renowacji kościoła. Zostanie ona umieszczona w murze świątyni w Nowy Rok.
_________________ Ponury Zwracacz Uwagi na Wykraczających Poza Ramy
W jeden z filarów kościoła św. Jana 2 stycznia zostanie wmurowana butelka zawierająca list od współczesnych gdańszczan do ich następców. W ten sposób Nadbałtyckie Centrum Kultury uczciło dziesięć lat prac przy odbudowie świątyni
Tuż przed świętami, przy renowacji ostatniego z tzw. ściągów spinających filary kościoła odnaleziono prawie stuletni list mistrza ślusarskiego Paula Clopatta: "Ja, mistrz ślusarski (...) z Gdańska 20 sierpnia 1909 ten ściąg wraz z zamkiem napinającym dostarczyłem i zamocowałem. Ja także dostarczyłem i zamocowałem przed 15 laty ściąg ponad krzyżem a przed dwoma latami ściąg z prawej strony za ołtarzem".
Zamknięte w butelce krótkie przesłanie zainspirowało pracowników Nadbałtyckiego Centrum Kultury do stworzenia podobnego, tyle że współczesnego dokumentu. W niedzielę 1 stycznia po sumie odczytano treść nowego przesłania. Jego autorem jest współpracujący z NCK Mieczysław Abramowicz. Dokument zawiera opis współczesnego miasta. Przyszli gdańszczanie dowiedzą się, jakie mieliśmy wybitne dzieła sztuki, uczelnie, teatry. Ile dzieci urodziło się 1 stycznia 2006 roku i jaka była wtedy pogoda. Dowiedzą się także, że funkcjonowały tu niegdyś porty i stocznie, że tego dnia na ulicach leżał śnieg i że kochamy nasze miasto. Pod dokumentem podpiszą się wszyscy, którzy przyczynili się do odbudowy kościoła. Dołączona zostanie kopia notki z 1909 roku, a wszystko znajdzie się w butelce po wódce Luksusowa.
- To też swego rodzaju nawiązanie do tradycji - mówi Jakub Szymański z Nadbałtyckiego Centrum Kultury. - Clopatt swoje przesłanie też umieścił w butelce po alkoholu, tyle że po piwie.
Współczesny "list do przyszłości" zawiera klauzulę, że nie można go otworzyć przed 1 stycznia 2106 roku
_________________ Ponury Zwracacz Uwagi na Wykraczających Poza Ramy
W miejscu dawnych jatek mięsnych, u zbiegu ulic Krowiej i Świętego Ducha, nie będzie planowanego tu centrum promocji bursztynu. Miasto wystawi ten atrakcyjny teren na przetarg.
Centrum promocji bursztynu miało powstać w miejscu przebadanych w ubiegłym roku średniowiecznych straganów z mięsem i rybami. Stylizowane stoiska miały służyć ekspozycji i sprzedaży "bałtyckiego złota". Terenem zainteresowana byli Krajowa Izba Gospodarcza Bursztynu oraz Stowarzyszenie Bursztynników w Polsce.
- Obie organizacje odstąpiły jednak od inwestycji. Stowarzyszenie nie może prowadzić działalności gospodarczej, a nasi członkowie stwierdzili, że sens otwierania w Gdańsku centrum skupiającego handel detaliczny, nie ma sensu - twierdzi prezes Stowarzyszenia Bursztynników w Polsce Mariusz Gliwiński. - Głównie eksportujemy, a w detalu więcej sprzedajemy w Krakowie czy we Wrocławiu. W Gdańsku cały czas turysta nie jest odpowiednio podejmowany. Przyjeżdża, obiega starówkę (300 km>>) i wyjeżdża. Nie zostaje na noc. A to sprawia, że nie będzie myszkował po mieście w poszukiwaniu bursztynu. Gliwiński przekonuje, że bursztynnikom wystarczy profesjonalne światowe centrum bursztynu w Centrum Handlowym Manhattan we Wrzeszczu i ulica Mariacka.
- Rozmawialiśmy z miastem przez prawie pół roku - mówi prezes Izby Zbigniew Strzelczyk - Nie doszliśmy jednak do porozumienia, bo warunki przedstawione przez samorząd nie były satysfakcjonujące. Po prostu inwestycja nie mogła się opłacać.
Porażka rozmów z bursztynnikami nie oznacza, że miasto zrezygnowało z odtworzenia historycznego charakteru terenu.
- Przygotowujemy specyfikację przetargową na Ławy Mięsne - powiedział Błażej Słowikowski z gdańskiego magistratu. - Nadal chcemy nawiązać do charakteru tego miejsca i usadowić tam handel. Jedno jest pewne. Nie będzie tam kamienic.
Średniowieczne gdańskie jatki mięsne znajdowały się u zbiegu ulic Krowiej i św. Ducha, obok Bazyliki Mariackiej. Tuż po zajęciu Gdańska przez Krzyżaków w 1308 roku, stały w tym miejscu dwie drewniane kamienice - z przybudówkami, chlewikiem i latrynami. Pomiędzy nimi, na wąskim placyku, funkcjonowały niewielkie jatki, czyli stoiska, na których handlowano mięsem. W połowie XIV wieku cechy rzeźników i handlarzy rybami przejęły jedną z parceli i powiększyły stragany. Na kupno kolejnej czekały następne pół wieku. W ten sposób niezwykle atrakcyjny kwartał tuż obok Bazyliki Mariackiej zajęło coś w rodzaju dzisiejszego marketu spożywczego. Jatki funkcjonowały tam aż do XIX wieku, kiedy wybudowano halę targową. Sprzedawano w nich nawet mięso morświna. Od czerwca 2004 roku kwartał zajmowany przed wiekami przez rzeźników i rybaków poddany został kompleksowym badaniom archeologicznym, które zakończyły się w lipcu 2005 roku. Pracownicy Muzeum Historycznego Miasta Gdańska zdobyli niezwykle bogaty materiał archeologiczny - kilkanaście tysięcy przedmiotów. Około tysiąca z nich przedstawia bardzo dużą wartość archeologiczną.
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin
--------------------------------------------------------------------------
Až dojde moja poslední hodina, pochovajte mňa do bečky od vína
--------------------------------------------------------------------------
Dwóch gdańskich historyków odnalazło w Bazylice Mariackiej grób słynnego gdańskiego admirała, który zginął w bitwie pod Oliwą
Admirał Arend Dickmann zginął 28 listopada 1627 roku podczas zwycięskiej dla polskiej floty bitwy pod Oliwą. Pochowano go w Bazylice Mariackiej, ale po latach wszyscy o tym zapomnieli. 28 listopada ubiegłego roku postać Dickmanna przypomniała "Gazeta", a tego samego dnia w Bazylice Mariackiej ks. infułat Stanisław Bogdanowicz odprawił mszę w jego intencji. Nie wiadomo jednak było, w którym miejscu w bazylice pochowano admirała. Nasza publikacja skłoniła dwóch gdańskich historyków Jakuba Szczepańskiego z Politechniki Gdańskiej i Stanisława Flisa, prezesa Gdańskiego Stowarzyszenia Archiwistów Polskich, do rozwiązania zagadki miejsca pochówku dowódcy polskiej floty.
- Tak naprawdę to byliśmy blisko już w 2004 roku, kiedy szukaliśmy w bazylice miejsca pochówku architekta Jerzego Strakowskiego. - mówią naukowcy. - Publikacja w gazecie skłoniła nas do ostatecznego rozwikłania admiralskiej tajemnicy. Podstawą do badań były księgi grzebalne. Tak się szczęśliwie złożyło, że w Archiwum Państwowym w Gdańsku zachowały się księgi z XVII i połowy XVIII wieku. Ocalał też dokładny plan rozmieszczenia płyt, opracowany w 1730 roku. Porównując sygnaturę grobu z księgi grzebalnej i numer z planu (238) można być pewnym, że Dickmann leży przy północnej ścianie prezbiterium tuż koło kaplicy Ścięcia św. Jana. Obok grobu Dickmanna stoi dziś zabytkowa stalla starszyzny, należąca do wyposażenia kościoła św. Jana, pochodząca z 1672 roku. Miejsce, w którym powinno być ciało admirała, znajduje się pomiędzy dwoma płytami nagrobnymi, przeniesionymi tu po wojnie z innych miejsc kościoła. Na podstawie ksiąg wiemy, że Dickmann leży jako drugi z dwunastu nieboszczyków pochowanych tu w latach 1611-1686.
- To niezwykle ważne odkrycie i duży sukces. Zarówno odkrywców, jak i "Gazety". Dickmann był bowiem postacią wyjątkową nie tylko dla Gdańska czy Pomorza" - mówi dyr. Adam Koperkiewicz z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. - Teraz dobrze byłoby przeprowadzić badania doczesnych pozostałości admirała. Ze swojej strony mogę obiecać wszelką możliwą pomoc. Według Tomasza Korzeniowskiego, konserwatora Bazyliki Mariackiej, odkrycie będzie dobrym początkiem do przygotowania programu pierwszych po wojnie badań archeologicznych w największym ceglanym kościele na świecie. 28 listopada 1627 roku flota Zygmunta III Wazy pokonała szwedzką eskadrę, blokującą port w Gdańsku. Zwycięska bitwa odbiła się szerokim echem po europejskich dworach. Ojcem tego zwycięstwa był Arend Dickmann. Rankiem wykorzystał niekorzystny dla przeciwnika wiatr i rozdzielenie się wroga. Zaatakował i zdobył szwedzki okręt admiralski. Dickmann, a również Arend Dijckman, a także - w księdze grzebalnej Arndt Dickman, urodził się w 1572 roku. Z urodzenia Holender. Od 1608 roku mieszkał w Gdańsku, będąc kapitanem i właścicielem statku handlowego. W 1626 roku wstąpił na służbę polskiego króla Zygmunta III Wazy. Przed bitwą pod Oliwą 24 listopada 1627 r. został wyznaczony na stanowisko admirała polskiej floty. Zginął 28 listopada 1627 roku podczas zwycięskiej dla polskiej floty bitwy pod Oliwą. Już na sam koniec walk trafiła go w nogi kula wystrzelona najprawdopodobniej z innego polskiego okrętu. Admirała pochowano drugiego lub, według ksiąg parafialnych, czwartego grudnia, tegoż roku w Bazylice Mariackiej. Pogrzeb Dickmanna oraz jego podwładnego, dowódcy piechoty morskiej kapitana Storcha wyprawiony został na koszt króla. Trumnom towarzyszyła kompania honorowa piechoty morskiej, królewscy komisarze i rada miasta. Przed nimi pędzono 33 pary powiązanych jeńców szwedzkich. Z czasem Storcha przeniesiono do kościoła św. Jana.
fot. Aneta Mundzia / AG
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin
--------------------------------------------------------------------------
Až dojde moja poslední hodina, pochovajte mňa do bečky od vína
--------------------------------------------------------------------------
To będzie najszybsza linia kolejowa w Polsce. Unia Europejska przekaże PKP ok. 3 mld zł na remont torów między Gdynią a Katowicami. Za siedem lat podróż z Trójmiasta na Śląsk ma trwać mniej więcej cztery godziny
Tej dotacji można było się spodziewać, bo już rok temu Bruksela uznała "VI korytarz transportowy" biegnący z Trójmiasta aż do Wiednia za priorytetowy dla całej Unii. Władze województwa pomorskiego i PKP właśnie otrzymały potwierdzenie z Brukseli, że unijne pieniądze ruszą już w tym roku.
Modernizacja rozpocznie się w 2007 r.: na całej trasie między Gdynia a Katowicami wymienione zostaną tory. Nowe - trwalsze i wytrzymujące większy nacisk - pozwolą pociągom na jazdę z dużo większą prędkością. Teraz wynosi ona maksymalnie 120 km na godzinę, a przeciętnie poniżej 100.
- Zakładamy, że po remoncie będą podróżować z szybkością 160 km/h, ale teoretycznie mogłyby się rozpędzić nawet do 200 km/h - mówi Krzysztof Łańcucki, rzecznik prasowy spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. - Oznacza to, że z Gdańska do Warszawy będzie się jechać około dwóch godzin. Aby naprawdę się tak stało, musimy zlikwidować ostre łuki, na niektórych odcinkach tory będą biegły więc nieco inaczej.
Przebudowa obejmie także wymianę sieci trakcyjnej i podstacji energetycznych, bo szybsze pociągi wymagają większej mocy. Nie obejdzie się bez napraw wiaduktów i mostów - już na trasie z Trójmiasta do stolicy takich obiektów jest blisko 100.
- W pierwszej kolejności zabierzemy się za modernizację stacji Gdynia Główna Osobowa oraz mostu w Tczewie, po którym dzisiaj można jechać maksymalnie 40 km/h - dodaje Łańcucki.
Unia da też pieniądze na wyposażenie całej trasy w automatyczny system sterowania ruchem. - Gwarantuje on maksymalne bezpieczeństwo. Nie będzie już niestrzeżonych przejazdów - mówi Łańcucki.
Bruksela nie sfinansuje za to nowych pociągów - te kupić będą musieli przewoźnicy kolejowi. - W grę wchodzi włoski Pendolino. Był on już testowany w Polsce, ma odpowiedni silnik do naszych trakcji i jest tańszy niż francuski TGV - spekuluje Łańcucki.
Odcinek z Gdyni do Warszawy i z Warszawy do Katowic będą modernizowane równolegle. Całość ma być gotowa w 2013 r.
To jest mniej wiecej sto dziewięćdziesiąty szósty raz, ze czytam rewelacje o modernizacji połączenia kolejowego Gdynia - Warszawa - Katowice. Pierwszy raz był jakies 20 lat temu. Na razie z roku na rok obnizane sa dopuszczalne prędkosci pociągów na poszczególnych odcinkach, ze względu na stan torowiska.
W ubiegłym roku głośna była awantura w Wielkopolsce, gdzie w jednym z powiatów przepady unijne fundusze na budowe drogi powiatowej. Przepadły, bo polska biurokracja i bezwład poslkich urzędów przerosły najsmielsze oczekiwania biurokracji brukselskiej. I czas minął. Fundusze poszły gdzie indziej.
Komputer pokładowy w czterech najnowszych gdańskich tramwajach nakazuje motorniczym jazdę z prędkością nie większą niż 30 km/h. Powód: awaria hamulców. Wagony jeżdżą jednak znacznie szybciej, bo tego wymaga rozkład. Usterka pojawiła się trzy miesiące temu, a ZKM do tej pory nie potrafi jej usunąć.
Każdy tramwaj typu Citadis (w Gdańsku są cztery takie - wyłącznie na linii nr 2) wyposażono w komputer pokładowy, który na bieżąco analizuje pracę podzespołów. Gdy wykryje jakąś usterkę, podaje jej numer i zalecenia dla motorniczego. Od listopada na pulpicie sterowniczym we wszystkich citadisach pojawia się napis "25: Jazda 30 km/h max. z pasażerami" (można go łatwo dostrzec, kupując karnety u prowadzącego tramwaj). Co oznacza ta wiadomość?
Proszący o zachowanie anonimowości pracownik Zakładu Komunikacji Miejskiej tłumaczy, że to awaria układu hamowania tzw. środkowego wózka: - Błąd "25" jest powszechnie znany. Z powodu tej usterki przy obciążonym wozie hamowanie jest utrudnione i w najgorszym wypadku może dojść do tego, że tramwaju nie uda się zatrzymać na przystanku. Wtedy pozostaje tylko użycie awaryjnego hamulca szynowego: pojazd staje w ciągu kilku sekund w miejscu, a pasażerowie lecą do przodu.
Taką awarię należy odnotować w dokumentach wozu. - I każdy to robi - dodaje drugi informator "Gazety" z ZKM. - Z tym, że naprawa ogranicza się do zresetowania w nocy komputera. Rano, po przejechaniu kilkuset metrów, błąd pojawia się ponownie.
Tramwaje z takim defektem powinny przejść gruntowną naprawę, ale to wiązałoby się z ich przestojem. - Citadisy miały być chlubą miasta, załoga zajezdni jest bardzo surowo rozliczana z tego, czy wyjeżdżają na trasę - tłumaczą pracownicy ZKM.
Szefowie firmy nie chcieli w środę komentować tej sprawy, twierdząc, że mają za mało czasu na jej analizę. - Ustosunkujemy się do tego w czwartek - zapowiedziała po południu rzeczniczka ZKM Izabela Kozicka-Prus.
Funkcjonowanie ZKM nadzoruje ze strony władz Gdańska Zarząd Transportu Miejskiego: - Oczywiście, podejmiemy kroki zmierzające do wyjaśnienia tych wątpliwości - zapewnia Piotr Michalski.
Jak poważna jest usterka w citadisach, nie potrafi wyjaśnić ich producent: - Ludzie, którzy projektowali i budowali ten tramwaj, już u nas nie pracują - usłyszeliśmy od przedstawiciela chorzowskiej fabryki Alstom.
Tłumaczenie Alstomu jest niewiarygone i rozbrajające.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum