Dobre A słowo "Dancygierka" (jak spolszczać, to spolszczać ) to sobie na aucie nakleję A serio i w temacie... Tu, w centralnej Polsce (chociaż pewnie nie tylko) panuje przekonanie, że nie funkcjonowało a już na pewno nie funkcjonuje dzisiaj pojęcie "Danziger" Teraz są gdańszczanie, absolutnie nie "Gdańszczanie" a kiedyś w Gdańsku mieszkali po prostu Niemcy A "Gdańszczanie" to wymysł nie wiadomo czyj, bo przecież nikt nigdy za Gdańszczanina się nie uważał, nie uważa i uważać nie będzie... Przykre trochę takie podejście, tym bardziej, że trudno z nim walczyć Ale ja, tak czy siak, na wygnaniu czy nie, czuję się Gdańszczanką - i jestem z tego dumna
Wysłany: Sro Lut 10, 2010 10:59 am gdańszczanin/ka
nie mogę się z Twoją tezą zgodzić bo w rozmowach z dawnymi mieszkańcami Gdańska prawie wszyscy z dumą podkreślają swoje pochodzenie jako Danziger . Ja myślę ,że wynika to z specyfiki naszego miasta i jego historii . Dumne , bogate , niepokorne miasto to przede wszystkim jego mieszkańcy którzy to czuli i podkreślali chętnie czego mi osobiście teraz często brakuje . Pozdrawiam Karol
Pisze o tym Zwarra w swoim "Bówce".
A z "Kaszubami" jest podobnie jak z dzisiejszymi "Angolami" czy "Szkopami" - ludność napływowa uważa ich za wrogów, bo kompletnie nie zna, nie rozumie, ale czuje wyższość własną. Niestety do dziś zdarza mi się słyszeć określenie "Kaszub" w pejoratywnym znaczeniu. Na szczęście rzadko.[/quote]
gwoli przypomnienia Pan B.Zwarra(Zwara) wystąpił w latach 70 tych ze słynnym apelem do władz partyjnych w Gdańsku (KW) aby nie wyrażano zgody na wyjazdy gdańszczan do Niemiec . Twierdził ,że w przypadku ich wyjazdu nie będzie śladów polskości Wolnego Miasta . Skądinąd wiem ,że syn Pana Zwarry na tzw "pochodzenie" wyemigrował do Niemiec 70 tych
Wrzuce i więc ja swoje trzy grosze.Pacholęciem będąc w latach osiemdziesiątych czesto nie rozumiałem do końca dlaczego mój ojciec,jego siostra,wujek ,dziadkowie czasem przy stole rozmawiali po niemiecku.Babcia i ciotka mialy dosc specyficzny akcent gdy mówiły po polsku.Ojciec kiedys mi wreszcie wytłumaczył , iz tak się w Gdańsku mówilo przed wojną. Babcia zawsze z dumą mówiła że jest Gdańszczanką.Po jej smierci na pomniku wyryto-"urodzona w Gdańsku w roku 192...".W domu znależc mozna było stare plany miasta,folder turystyczny z 1939 roku...czy tez druk zameldowania "dla ludności niemieckiej" z 1945 roku...
Po latach wiem że im nie było łatwo.Stara gdańsko-kaszubska rodzina w której modlono się po polsku, rozmawiało po niemiecku z polskimi domieszkami a z rodzina ze wsi po kaszubsku...Pradziadek pracował na koleii w WMG,częśc rodziny trafiła do Sztuthoffu,częśc walczyła sami możecie się domyslic w jakiej armii.Babcia najlepiej wspominala WMG,w czasie wojny Niemcy prześladowali ich jako Polakow,po wojnie mieli nieprzyjemności jako "gdańszczanie" bądż "Niemcy".
A ja?Ja dziś uważam siebie za Gdańszczanina-nie z wyboru,nawet nie z urodzenia-ale z pochodzenia...
ojciec mój, z rodziny kaszubskiej (lecz, przed wojną, pro/polskiej) urodził się w Gdyni. Jego matka w Brzeźnie, kiedy ono jeszcze nazywało się "Brösen". Ona chodziła do niemieckiej podstawówki i szkoły średniej, zaczem mówiła biegle po niemiecku.
Ojciec mój opowiadał, że dziadkowie, nawet i po wojnie, ze sobą mówili po niemiecku, często używając gwary miejscowej typu "Missingsch" - kiedy nie chcieli, aby dziecko wiedziało o czym mowa.
Pomimo tego, uważali się za Polaków/Kaszubów z Pomorza, a jednak również za obywateli najpierw WMG, a potem Polski (kiedy z Brzeźna przeprowadzili się do Gdyni).
Czy ktoś z was się kiedykolwiek spotkał z określeniem "Antek", lub "Antki". Tak, obraźliwie, określali moi dziadkowie ludność napływową ze wschodu do Gdańska i okolic. Byli to, w ich oczach, ludzie z innej kultury, która z mieszanką kulturową przedwojennego Pomorza niewiele miała wspólnego.
M
PS: Przepraszam za ewentualne byki. Od 5ciu lat nie pisałem po Polsku.
Czy ktoś z was się kiedykolwiek spotkał z określeniem "Antek", lub "Antki". Tak, obraźliwie, określali moi dziadkowie ludność napływową ze wschodu do Gdańska i okolic.
To określenie, opatrzone jeszcze przymiotnikiem "bosy" ("bosy Antek", "bose Antki") było popularne chyba wszędzie na terenach byłego zaboru pruskiego w odniesieniu do Polaków z innych zaborów, w szczególności "Kongresówki" i Kresów. I zdaje się, że funkcjonowało już przed wojną, choć głowy za to nie dam.
nie rozumiałem do końca dlaczego mój ojciec,jego siostra,wujek ,dziadkowie czasem przy stole rozmawiali po niemiecku.Babcia i ciotka mialy dosc specyficzny akcent gdy mówiły po polsku.Ojciec kiedys mi wreszcie wytłumaczył , iz tak się w Gdańsku mówilo przed wojną. Babcia zawsze z dumą mówiła że jest Gdańszczanką.
U mnie w domu do tej pory opowiada się, że dorośli poruszając drażliwy temat (nie był to temat dla dzieci) używali języka niemieckiego. Moja rodzina też z dumą podkreślała, że wywodzi się z Gdańska.
U mnie w domu do tej pory opowiada się, że dorośli poruszając drażliwy temat (nie był to temat dla dzieci) używali języka niemieckiego.
Fakt, babcia żony jak chciała przy wszystkich obsztorcować dziadka to mu nawrzucała po niemiecku .Razu pewnego był u nas kolega władający niemieckim który po takim "nawrzucaniu "zrobił się czerwony na twarzy , babcia domyśliła się że kolega ją zrozumiał speszyła się bardzo , nigdy potem przy wszystkich dziadkowi się nie obrywało .
_________________ Wszystkie sztandary tak mocno już zostały splamione krwią i gównem, że najwyższy czas byłoby nie mieć żadnego. WOLNOŚĆ.
No to czas i dla mnie na ten temat cos napisac. Dumny jestem, ze sie urodzilem w Wolnym Miescie Gdanska. Moja mama z domu Skowronowski, ale po polsku zaczela sie uczyc dopiero po wojnie. Opowiadala: jak jej rodzice chcieli sobie cos powiedzic, zeby ich 10 dzieci (mama byla najmlodsza) nie zrozumialy, to mowili po kaszebsku.
Po wojnie ona i kolezanki musialy sie uczyc po polsku. "Bylo pytanie: kto to jest Piek?" Jej kolezanka: "Piek jest trumpf." = atu. I wszyscy w smiech...
Ja na kursy nie chodzilem. W szkole po dwoch latach bylem perfekt, a do 7. klasy w 51 roku bezblednie pisalem. Skonczylem tez Conradinum w najmniejszej klasie w historii szkoly, bo zdalo 11, na poczatku bylo 60.
Wyjechalem w 1958 i tu zrobilem tez dyplom tlumacza.
A Żuławiacy jak Żuławiacy. Znacznie większą zbrodnią jest pomylenie Kaszuby z Kociewiakiem.
Sorki za ogrzanie kotleta. Lecz nie mogłem się powstrzymac.
Zgadzam się Dostojnym, pomylenie Kociewiaka z Kaszubem to największa zbrodna. Dlaczego? A no dlatego że dla Kaszuba :dobry kociewiak , to martwy kociewiak. A dla Kociewiaka: największe trofeum , to wypchany kaszub na strychu.
Oczywiście , ja mam pokojowe usposobienie, i z Kaszubami się dogadam. Z kociewiakami tez, wszak tu mieszkam.
Tu na kociewiu Żuławian nazywa się "kżyrzakami".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum