Coś w tym guście. Ja bym zastrzegł, że ta sprawa podlegała ciągłej ewolucji i na pewno inaczej to wyglądało pod koniec XV wieku, a zupełnie inaczej za czasów Chodowieckiego i Johanny Schopenhauer. Tym niemniej, wracając do tego od czego zacząłem - "wielokulturowość" dawnego Gdańska to raczej projekcja życzeń dzisiejszych środowisk euroentuzjastycznych i zbliżonych, niż odbicie stanu faktycznego. A jak ktoś uważa inaczej, to niech mi wskaże te ślady kultury kaszubskiej ...
Coś w tym guście. Ja bym zastrzegł, że ta sprawa podlegała ciągłej ewolucji i na pewno inaczej to wyglądało pod koniec XV wieku, a zupełnie inaczej za czasów Chodowieckiego i Johanny Schopenhauer. Tym niemniej, wracając do tego od czego zacząłem - "wielokulturowość" dawnego Gdańska to raczej projekcja życzeń dzisiejszych środowisk euroentuzjastycznych i zbliżonych, niż odbicie stanu faktycznego. A jak ktoś uważa inaczej, to niech mi wskaże te ślady kultury kaszubskiej ...
Hasło o wielokulturowości według mnie jest poprawną politycznie wersją związaną nie tyle z euroentuzjazmem, ile z próbą odkłamania historii. Stosowana bodaj tylko w Polsce. Bo nie da się dłużej kłamać, że Gdańsk jest wiecznie polski, ale informacja o kulturze niemieckiej czy choćby niemieckojęzycznej w Gdańsku długo jeszcze nie przejdzie Polakom przez gardło. A nawet jesli juz przejdzie przez gardło historyków, to nie przejdzie przez uszy polityków i ich wyborców.
A co do sladów kaszubskości, to czytałem we wspomnieniach Danzig/Gdańsk 1945 Opowieść o slubie napływowego Polaka z miejscową (gdańską) dziewczyną. Powstał wówczas konflikt co do kolejności podawania strawy. Gdańszczanka i jej rodzina albowiem zamierzała podac najpierw słodkie a dopiero potem tłuste. Polak chciał odwrotnie. Z tego co wiem, to owa kolejność najpierw słodkie potem tłuste to zasada znana na całych kaszubach, a tu była mowa o mieszkańcach samego Gdańska.
No dobrze, ale to i tak chodzi o schyłkowy okres Gdańska. Nikt nie przeczy że w okresie Wolnego Miasta był tu jakiś odsetek Kaszubów (w tym zapewne mój dziadek, urodzony w 1902 r. w Gluckau, obecnym Klukowie). Ale co do czasów dawniejszych... jakoś trudno znaleźć ślady obecności Kaszubów w Gdańsku. A np. w słowniku miejscowej odmiany "Plattu" jedyne ewidentne zapożyczenie z kaszubskiego (lub polskiego) to "Buschamenkas", tłumaczone jako "Straßenaltäre" (od Bożamęka, nazwa przydrożnego krzyża).
Warto zrobić jakieś założenia co do okresu i przestrzeni. I jeśłi przyjąć, że badamy Gdańsk od XV wieku i w obaszarze o jakim wcześniej pisał Sabaoth, czyli łącznie z przedmieściami (BG, Starymi Szkotami, Oliwą) to trudno się nie zgodzić, że w tym całym okresie - nie mówiąc o konkretnej dacie - był on wielokulturowy. Wystarczy spojrzeć na zestawienie (są tam jakieś przekłamania??), od którego cała dyskusja się zaczęła - widać jak na dłoni, ile nacji we wspomnianym okresie zamieszkiwało na obszarze Gdańska.
Choć nie wiem, czy owa "kulturowość" nie jest tu nadużyciem, może lepiej mówić choćby o wielonarodowości, bo to, że przybysze byli różnych narodowości, nie znaczy od razu, że udało im się w Gdańsku zaszczepić własną kulturę.
nie da się dłużej kłamać, że Gdańsk jest wiecznie polski
BTW, widziałem w księgarni dzieło niejakiego Mariana Kałuskiego Polskie dzieje Gdańska do 1945 roku. Autor mieszka w Australii, ale prowadzi ożywioną działalność publicystyczną - łatwo na niego trafić w internecie. Ma ktoś może dostęp do tego "dzieła"?
Tyle, że w większości omawianych okresów nie istniało coś takiego jak kultura niemiecka - nawet język niemiecki nie istniał - trudno więc mówić o niemieckości Gdańszczan przed okresem pruskim.
Zresztą uważam, że zastanawianie się na "-skością, -ckością, czy -wością Gdańska jest o tyle mało uzasadnione, że są to wszystko próby przypisania Miasta komuś. A na to się, jako Gdańszczanin, nie zgadzam, bo Gdańsk bywało, że należał do Polski, bywało, że do Prus, mieszkało w nim z 10 różnych narodów, ale był gdański, czego dowodem jest to, że nawet napłynieta po wojnie ludność polska, która zdominowała narodowościowo Gdańsk, też się zgańszczyła mentalnie - vide postawy względem centralizmu PRL-owskiego. Tu coś jest "we wodzie" i w powietrzu takiego, że się narody wynaradawiają i tworzą z czasem coś nowego, odrębnego. To musi potrwać, ale i tym razem skończy sie tak, że Gdańszczanie pojawią się znowu, i podobnie jak poprzednio, nie będzie sie liczyło, jakim językiem mówi się w domu. No i może ktoś się kiedyś zastanowi jak dla Miasta kończą się zbyt silne związki z okolicznymi państwami...
Tyle, że w większości omawianych okresów nie istniało coś takiego jak kultura niemiecka - nawet język niemiecki nie istniał - trudno więc mówić o niemieckości Gdańszczan przed okresem pruskim.
Chodzi Ci o to, ze istniało wiele języków regionalnych? No, ale jednak one były do siebie na tyle podobne, że kazdy z nich można nazwać jezykiem niemieckim. Albo jakimśtam dialektem tegoż.
Grün napisał/a:
Zresztą uważam, że zastanawianie się na "-skością, -ckością, czy -wością Gdańska jest o tyle mało uzasadnione, że są to wszystko próby przypisania Miasta komuś. A na to się, jako Gdańszczanin, nie zgadzam, bo Gdańsk bywało, że należał do Polski, bywało, że do Prus, mieszkało w nim z 10 różnych narodów, ale był gdański, czego dowodem jest to, że nawet napłynieta po wojnie ludność polska, która zdominowała narodowościowo Gdańsk, też się zgańszczyła mentalnie - vide postawy względem centralizmu PRL-owskiego. Tu coś jest "we wodzie" i w powietrzu takiego, że się narody wynaradawiają i tworzą z czasem coś nowego, odrębnego. To musi potrwać, ale i tym razem skończy sie tak, że Gdańszczanie pojawią się znowu, i podobnie jak poprzednio, nie będzie sie liczyło, jakim językiem mówi się w domu. No i może ktoś się kiedyś zastanowi jak dla Miasta kończą się zbyt silne związki z okolicznymi państwami...
Tak moze być w zakresie zachowań i dążeń właśnie politycznych, ekonomicznych, społecznych. Dążenie do niezależności pod tymi względami rzeczywiście miało miejsce w Gdańsku i to zarówno przed wypędzeniem stąd zakorzenionej od pokoleń ludności (w 1945) jak i po nim. Czy to dobrze czy źle, wolałbym nie oceniać. Bo dla Gdańska źle kończyły się (i kończą) zbyt silne związki z państwami okolicznymi ale i niezależność polityczna nienajlepiej się skończyła.
Ale my tu o kulturze a nie o polityce rozprawiamy. Kultura, obyczajowość, tradycje, to inna półka niż kwestie państwowo-polityczne. Język, jakim posługuje sie dana grupa ludzi jest bodaj najbardziej chcarakterystycznym elementem kultury w sensie obyczajowości. To jest zjawisko dotyczące znacznie większych grup ludności i na większych obszarach, niż jedno miasto. W dodatku miasto leżące na stałym lądzie, a nie na oddzielonej od świata wyspie. Nie powstał przecież jakiś oddzielny język gdański, można mówić najwyżej o dialekcie charakterystycznym dla Prus Zachodnich, czy może całych Prus. Pumeks kiedys na forum Gazety Wyborczej pisał o Plattdeutsch, ale to miał byc tylko dialekt, a nie oddzielny język. I chyba o większym zasięgu niż sam Gdańsk.
Jestem skłonny mówić o gdańskiej wersji kultury niemieckiej do 1945 roku. Może, po akcji wypędzenia jednych i przypędzenia drugich, wykształci się gdańska wersja kultury polskiej. Ale mówienie o odrębnej kulturze gdańskiej ma według mnie charakter tak samo zyczenowy, jak mity o wielokulturowości...
Toż ja nie mówię o odrębności kultury - obecnie kultura na świecie się uśrednia w wyniku takiego a nie innego oddziaływania różnych mediów, które są nieporównywalne z czymkolwiek przedtem. Chodziło mi raczej o poczucie odrębności - ale to jest faktycznie marzenie ściętej głowy...
Jak już informowałem w innym miejscu, jestem w Katowicach. Tu poczucie odrębności jest dosyć silne, a wiedza o Gdańsku znikoma Co ja sie natłumaczyłem...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum