Tylko jedno skrzydło drzwi do hali było uchylone, a wyjście ewakuacyjne nieoznakowane - kolejny świadek wyliczał w sądzie błędy organizatorów tragicznie zakończonego koncertu z 24 listopada 1994 roku
Pożar hali widowiskowej Stoczni Gdańskiej wybuchł po koncercie grupy Golden Life. Zginęło 12 osób, a 320 zostało rannych. Zarzut "braku nadzoru i niedopełnienia obowiązków przed i w trakcie koncertu, wynikających z przepisów przeciwpożarowych" postawiono komendantowi zakładowej straży pożarnej w stoczni, robotnikowi z technicznej obsługi produkcji stoczni oraz dwóm organizatorom imprezy z Radia Plus.
Proces trwa od 1997 roku i jest dopiero na półmetku. Na rozprawie 16 listopada zeznawał 160. świadek - uczestnik koncertu sprzed 11 lat. Marcin G. miał wtedy 16 lat i - jak sam zauważył - bardzo dużo szczęścia. - Na trzy minuty przed tym, jak wszystko stanęło w ogniu, wyszedłem z hali za swoim przyjacielem. Gdy byliśmy już na peronie trójmiejskiej kolejki, zobaczyłem płonący dach hali - wspominał.
Podobnie jak większość zeznających przed nim w procesie osób potwierdził, że organizatorzy koncertu skandalicznie zaniedbali przepisy przeciwpożarowe. - W oknach były kraty, a drzwi miały uchylone tylko jedno skrzydło. Poza tym nie zauważyłem, żeby wyjście ewakuacyjne było oznakowane i musieliśmy w nieoświetlonej hali szukać wyjścia po omacku. Pamiętam też, że ludzie palili w środku papierosy, ale nikt z ochrony nie reagował - opowiadał Marek G.
Kolejna rozprawa w następną środę - dzień przed 11 rocznicą pożaru.
Jak sądzicie? Czy ten proces ma szansę zakończyć sie w XXI wieku? To już 11 lat,a sprawa nadal rozgrzebana. Ile jeszcze będą się ją zajmować? Może aż ludzie wogóle zapomną co tam się wydarzyło
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum